sobota, 5 kwietnia 2014

15. Two different worlds.

Ross w pierwszej chwili wydawał się całkowicie zaskoczony. Przywarłam do niego wargami, czując w ustach delikatny posmak krwi, spowodowany mocno rozwalonymi ustami blondyna. Nie przeszkadzało mi to jednak w najmniejszym stopniu. Włożyłam w ten pocałunek cały swój żal, ból i po prostu całe uczucie, którym bezpodstawnie darzyłam tego chłopaka. Nie miałam pojęcia czemu tak jest, ale przecież serce nie sługa, prawda? Jeszcze jakiś miesiąc temu postawiłabym Ross'a na ostatnim miejscu listy chłopaków, w którym mogłabym się zakochać, a teraz? A teraz stoję do niego przytulona, całując się w deszczu. Czy to nie przypomina sceny wyjętej z jakiegoś łzawego, romantycznego filmu?
Kiedy objął mnie rękami w talii, a nasze języki złączyły się w szalonym tańcu, przestałam myśleć o czymkolwiek. Przestałam myśleć o tym, że Ross jest przecież typem chłopaka, który może mieć każdą dziewczynę, jaką sobie tylko upatrzy. No właśnie. Może mieć każdą. Dlaczego więc wybrał akurat mnie? Cassidy Johnson. Zwykłą, przeciętną nastolatkę, która jakoś nigdy nie pociągała płci przeciwnej. Tak naprawdę to nawet nigdy nie miałam chłopaka. Nigdy. Więc dlaczego?
Kiedy się od siebie odsuneliśmy, Ross nadal nie wypuszczał mnie z objęć. Byliśmy już przemoknięci do suchej nitki, ale nie to się teraz liczyło. Blondyn uśmiechnął się do mnie i założył mi mokry kosmyk włosów za ucho.
- Zaraz się przeziębisz - oznajmił po chwili, przyglądając mi się z troską w oczach.
Czy on się o mnie martwi? Boże przenajświętszy. Nigdy bym nawet o tym nie pomyślała. Nigdy bym nie pomyślała, że Ross Lynch może mieć jakieś serce. Że Ross Lynch może przejmować się... mną.
- Ty także - wychrypiałam, odbiegając wzrokiem od jego krępującego mnie spojrzenia. - Chodź - wzięłam go za rękę i pociągnęłam z powrotem do domu, psując tę całą magiczną atmosferę.
Zaprowadziłam go do swojego pokoju i kazałam zaczekać, po czym poszłam do łazienki, wzięłam dwa ręczniki i wróciłam do chłopaka.
- Smerfy? - zaśmiał się, biorąc ode mnie jeden i przyglądając się wzorkowi w malutkie, niebieskie stworki. - Słodkie.
Uśmiechnęłam się tylko lekko zażenowana i udałam się do pokoju David'a, przynosząc suche obrania dla blondyna.
- Trzymaj - rzuciłam w niego zestawem ciuchów.
Chłopak od razu ściągął z siebie swoją koszulkę, ukazując swój tors, pokryty białym, również przemokniętym materiałem. Podeszłam do niego i przejechałam dłonią po bandażu. Blondyn chwycił moją rękę w swoją.
- Zaczekaj - wychrypiałam zszokowana i znowu poszłam do łazienki.
Nie chciałam o to pytać. Wiedziałam, że i tak nic mi nie powie, chociaż serce krajało mi się na widok tego zmasakrowanego ciała. Wyciągnęłam z szuflady apteczkę i wróciłam.
Ross zaprotestował, kiedy podeszłam do niego, chcąc zmienić opatrunek.
- Pozwól mi. Proszę - spojrzałam mu w oczy. - Nie można tego tak zostawić.
- Ty się cała trzęsiesz - zauważył, przyciągając mnie do siebie i przytulając.
Ciepło bijące od jego ciała tak przyjemnie na mnie działało. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, jak jest mi zimno.
- Nic mi nie będzie - odsunęłam się od niego szybko, na co chłopak zrobił zdziwioną minę. - A ty jak zwykle nie zmieniaj tematu.
- To się przebieraj. Już - rozkazał tym swoim władczym tonem.
Wywróciłam oczami, wyjęłam z szafy ubrania i udałam się do łazienki. Po 5 minutach byłam już z powrotem. Przebrana i jako tako wysuszona ręcznikiem. Blondyn również zmienił ubrania.
- Ściągaj koszulkę - nakazałam, otwierając apteczkę.
Przysunął się do mnie, ale jak widać nie miał najmniejszego zamiaru zastosować się do mojego polecenia.
- Cassie, zapewne w każdej innej sytuacji spodobałoby mi się to zdanie wypowiedziane z twoich ust, ale jednak nie teraz - powiedział z ustami przy moim uchu.
- Ross - ponownie się od niego odsunęłam. - Czy ty chodź raz możesz przestać zgrywać takiego twardziela i pomyśleć o swoim zdrowiu? Chociaż raz? - skierowałam na niego błagalne spojrzenie.
Blondyn popatrzył na mnie przez chwilę, zaciskając usta w wąską kreskę, po czym westchnął, złapał za dolną część koszulki i ściągnął ją z siebie jednym ruchem.
Podeszłam do niego i zaczęłam delikatnie odwijać opatrunek. Czułam się naprawdę niezręcznie. Wydawało mi się, że ręcę za bardzo zauważanie mi się trzęsą.
Ogatnij się, Cass - jak zwykle ganiłam się w duchu.
Po chwili biały materiał znikł, odsłaniając posiniaczony tors chłopaka. Z rosnącym bólem w sercu, położyłam mu dłoń na klatce piersiowej, badając fakturę jego umięśnionego brzucha oraz klatki piersiowej.
- Kto ci to zrobił? - zapytałam prawie niesłyszalnie, spoglądając w tęczówki Ross'a. - Powiedz mi. Proszę.
Chłopak złapał moje dłonie w swoje i przyciągnął do siebie mocniej. Teraz dzieliło nas może kilka milimetrów.
- Masz się mną nie przejmować, okej? - oznajmił, zasuwając mnie włosy za ucho, po czym przysunął swoje usta do moich, chcąc znowu mnie pocałować.
Odskoczyłam jednak od niego, uniemożliwiając mu to.
- Co jest? - zdziwiony uniósł brwi do góry.
Nie odpowiedziałam. Chwyciłam za świeży opatrunek i zaczęłam go z powrotem zakładać, kiedy skończyłam, Ross chwycił mnie za podbródek, zmuszając do uniesienia głowy.
- O co chodzi? - zapytał.
- Ross... po prostu... ja... - zaczęłam się mieszać, uciekając wzrokiem. - Ja nie wiem... to dzieje się tak szybko, a ty... - westchnęłam.
Chłopak przyglądał mi się zaciekawiony.
- Ross, między nami nic nie ma - powiedziałam w końcu stanowczo. - Nic nie było i nie będzie. 
Poczułam jak mięsnie chłopaka się napinają. Nie wiem czemu to powiedziałam. Może to wszystko było dla mnie zbyt nieogarnięte? Może działo się to zbyt szybko? Czułam, że te niby uczucie jego do mnie nie jest jednak prawdziwe. Przecież on ma dziewczynę. Znaczy jeszcze wczoraj miał... Może i się roztali, ale może również to dlatego mi coś takiego wyznał? Może miałabym być tylko pocieszeniem?
- Jeszcze pare minut temu wybiegłaś z domu jak dzika, rzuciłaś się na mnie i się całowaliśmy, pamiętasz? - wysyczał przez zęby. - Sama tego chciałaś. Ja cię do niczego nie zmuszałem. To chyba coś znaczy, nie? A teraz mi mówisz, że nic między nami nie ma? Oszukujesz sama siebie! - wyrzucił teatralnie ręce w górę.
- Ross...
- Wiesz co do ciebie czuję, a ja wiem, że ty coś do mnie też, Cass. Nie mów, że nic nas nie łączy.
- Ross, tak będzie lepiej dla ciebie i lepiej dla mnie - powiedziałam, powstrzymując trzęsący się głos. - Ty masz swój świat. Świat sławy, świat tych niby lepszych. Ja mam swój świat. Swój normalny, przeciętny świat. My do siebie nie pasujemy. Nie widzisz tego?
Blondyn położył mi dłoń na policzku, wsuwając ją we włosy.
- Jak to niby miałoby wyglądać? - kontynuowałam prawie szepcąc.
- Normalnie - odezwał się łamiącym głosem.
- Normalnie dla ciebie, czy normalnie dla mnie? - zapytałam. - Normalnie dla ciebie to znaczy pobyć z dziewczyną kilka, no może kilanaście dni i zająć się inną, Ross... Ty tak naprawdę nic do mnie nie czujesz...
- Cassie...
- Taka jest prawda, Ross - powiedziałam, odwracając się.
- To wcale nie jest prawda!
- Nawet jeżeli tak jest, jak mówisz, to i tak za tydzień ci przejdzie. Nie oszukujmy się.
- Cassie...
- Wyjdź już - rozkazałam.
- Cass. Proszę. Nie wygłupiaj się.
- Ross. Wyjdź - powiedziałam stanowczo, ponownie powstrzymując łzy. - Wyjdź...
Nic już nie powiedział. Słyszałam tylko głośny trzask drzwi, po czym rzuciłam się na łóżko, wtulając się w poduszkę i płacząc jak małe dziecko. Nienawidziałam tego, że byłam tak cholernie słaba.

~*~

Wparował do mieszkania Nick'a i od razu skierował się do przeznaczonego dla niego pokoju. Od czasu bójki nie wrócił jeszcze do swojego domu, zatrzymując się u przyjaciela. Nie chciał wzbudzać wielkiej afery wśród swojego rodzeństewa. Rzucił się na łóżko, wyciągnął z kieszeni słuchawki i tak po prostu zaczął wgapiać się w biały sufit. Chciał uwolnić się od wszystkich myśli kłębiących mu się w głowie i od tego bólu, który od pewnego czasu bez przerwy mu towarzyszył. Nie fizycznego, chociaż tego to miał w ostatnich dniach aż ponadto, tylko tego psychicznego. O wiele gorszego. Takiego czegoś nie czuł już od dawna, a może nawet i nigdy. Bo czy on się kiedykolwiek zakochał? Raczej nie. Nie dane mu było doświadczyć tego uczucia. Aż do teraz. Ale czy to czym darzył Cassidy można było nazwać miłością?
Jeżeli wziąć pod uwagę to, że za każdym razem, widząc, że ona cierpi i to na dodatek przez niego, miał ochotę rozszarpać się na strzępy i za wszelką cenę ją pocieszyć, albo to, że kiedy po prostu znajdował się blisko niej, czuł coś takiego nieokreślonego, coś wspaniałego, to chyba tak. Chyba można to było nazwać miłością. A ten dotyk jej słodkich i miękkich ust, powodował ciepło w całym jego ciele. Jak dotąd żadna dziewczyna nie działała na niego w taki sposób. Żadna. A przecież miał ich tak wiele. 
Ale dlaczego właśnie ona? No dlaczego? Nie mógł się zakochać w kimś pokroju Alice? Albo nawet Kate?
W sumie to wiedział dlaczego. Ona była inna. Zupełnie inna. Pociągała go w niej ta nieśmiałość, wrażliwość, bezbronność i ta tajemniczość. Cały czas żył w przekonaniu, że może mieć każdą dziewczynę na skinienie ręki. No bo czego mu brakowało? Niczego.
Ona jednak go odtrącała.
Oczywiście nie było tak, że nie miał wrogów wśród dziewczyn. Jasne, że miał. Zaliczały się jednak do nich najczęściej niektóre z jego byłych, chociaż większość nawet po tym go adorowała, oraz jakieś kujonice razem z tymi pokroju odludków. No i oczywiście jego antyfanki. Ale to już zupełnie inna dziedzina.
Podobał się jednak każdej. I to był fakt. Mógłby się założyć o milion dolarów, że jakby chciał, to by poderwał nawet swoją największą antyfankę.
Dlaczego więc tak nie mogło być z Cassidy?
Ale przecież go pocałowała. Z własnej woli. Czyżby wykorzystała tylko satucję? Wątpił. W tym pocałunku czuć można było coś więcej. Coś nienazwanego. Widział też, jak się przy nim zachowywała. Starała się to ukryć, ale jakoś nie bardzo jej wychodziło.
Wiedział, że ona do niego też coś czuła.  Dlaczego więc go nie chciała?
Pierwszy raz zaprzątał sobie głowę dziewczyną. Męczyło go to. Nie potrafił sobie z tym poradzić. A przecież nie poprosi nikogo o radę, bo niby kogo? Nick'a? On by go prędzej wykastrował, niż dał jakąś wskazówkę odnośnie Cassidy. W życiu nie pozwoliłby mu z nią być.
A podobno miłość to takie piękne uczucie. Uskrzydlające. Ta jasne. Ona przynosi tylko zawód i cierpienie.
Ale przecież miał o tym nie rozmyslać.Jednak wszystkie wysiłki odnośnie bozbycia się natrętnych myśli poszły na marne. Wszystko kłębiło mu się w głowie i dobijało. Miał kompletny mętlik. A wszystko udowadniało tylko jedno - bezduszny Ross Lynch naprawdę się zakochał...


W tym samym czasie, kiedy Nick jedynie odprowadził blondyna wzrokiem, chcąc coś powiedzieć, ale Ross go uprzedził, znikając w pomieszczeniu, trzaskając drzwiami i uniemożliwiając ze sobą jakikolwiek kontakt, w kuchni szatyna panowała zajadła rozmowa.
- A tego co ugryzło? - spytał Carlos, siedząc przy stole i podgryzając orzeszki z miski.
- Wright mu może za mocno w głowie poprzestawiał - zaśmiał się Lukas.
Nick zmierzył ich obu wrogim spojrzeniem.
- Dajmy mu spokój - odezwał się. - I tak już mamy przez niego dodatkowy kłopot.
- I dobrze! - Lukas podniósł się z miejsca. - Już tak dawno nie czułem swoją pięścią żadnej wattsonowej mordy - uderzył zaciśniętą dłonią w drugą otwartą. - Jak dla mnie możemy skopać im tyłki już jutro!
- Wrzuć na luz - Nick sprowadził przyjaciela do pionu. - Bez uprzedniego planu nic nie zdziałamy. Nie dość, że się ostatnio trochę wykruszyliśmy, to Ross musi mieć jeszcze czas na wrócenie do jakiegoś normalnego stanu. Z Watts nie ma żartów, panowie.
- Myślę, że jedynym ich atutem jest to, że wszyscy się ich boją! Właśnie to. Wyrobili sobie niezłą reputację i teraz ludzie srają po gaciach na ich widok, ale to są lamusy. Wystarczy ich nastraszyć.
- Fajnie, Lukas, że masz jakąś teorię. Wątpię jednak, żeby nasi za tobą poszli, więc stul dziub, siedź cicho i słuchaj - wtrącił Carlos.
- Dzięki, Carl - odezwał się Nick.
- A ja w całości zgadzam się z Lukas'em - do pomieszczenia niespodziewanie wszedł Ross, a wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Podszedł, usiadł na blacie i chwycił karton z sokiem. - To frajerzy.
- Frajerzy, którzy nieźle skopali ci dupę - warknął zesłoszczony szatyn.
Nienawidził, jak ktoś się z nim sprzeczał. Tym bardziej, że był to jego przyjaciel.
Ross jednak wydawał się niewzruszony.
- Bo był sam! Sam na pięciu. Nikt by sobie nie dał rady - Lukas wydawał się jakoś dziwnie podekscytowany. - Jakby było nas więcej...
- Ale nie ma! Do kurwy nędzy, nie ma nas więcej! Kiedy to do was dotrze?! - Nick'owi puściły nerwy. - Ale oczywiście wy znacie się na wszystkim lepiej. A proszę bardzo. Idźcie. Ale ja wam tak jak jemu dupy ratował nie będę - oznajmił, wskazują na Ross'a. - Zapomnijcie.
- Nick - Ross odstawił karton, zeskoczył z blatu i podszedł do przyjaciela. - Doskonale zdajemy sobie sprawę z naszej mniejszości.
- No jakoś nie widać - prychnął.
- Co nie zmienia faktu, że nie mogę zdzierżyć, że ten kutas chodzi gdzieś ulicami LA bez najmniejszego szfanku - ciągnął. - Chodzi mi tylko o to, żeby był sam, bez tej swojej cholernej eskorty i to załatwicie właśnie wy. To chyba nie jest trudne?
- No nie - odparł Nick. - Ale zrozum, debilu, że jesteś w beznadziejnym stanie! Nie możesz dać trochę na wstrzymanie? Każdemu innemu powiedziałbym, żeby robił sobie co chce, ale nie tobie, stary. Posłuchaj mnie jako przyjaciela, do cholery!
- Nick ma trochę racji - wtrącił Carlos. - Lepiej się wykuruj, bo takiej buźce to nawet te make-up'y nie pomogą. I jak ty się pokażesz na tych swoich sesyjkach, co? Albo w tym serialiku? - dodał żartobliwie. - Nie zapomnij, że masz jakiś wizerunek.
Ross obiegł ich wszystkich swoim spojrzeniem i przewrócił oczami.
- Tydzień. Góra dwa. Więcej czekał nie będę - rzucił, po czym wyszedł z kuchni i z powrotem skierował się do swojego tymczasowego pokoju, zakładając swoje ukochane słuchawki i ponownie bijąc się z nieznośnymi myślami.

_____________________

No to mamy kolejny rozdział. Trochę mało się dzieje, ale mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Dzisiaj nie mam za dużo do powiedzenia, więc tylko was pozdrowię.
No to pozdrawiam was gorąco :* (xD)

15 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że Cass powie coś takiego! Z jednej strony zasłużył na to, ale z 2 szkoda mi go... Jednak ma za swoje, nie trzeba było się bawić tymi wszystkimi laskami (wiem, za bardzo się wczuwam xD)Tak jak już ostatnio pisałam: jeden z najlepszych blogów jakie czytałam i powinnie zrobić ekranizajcję togo :D
    Czekam na next ;* /Paulina

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego, dlaczego? Wiem, ze oni sa z innych srodowisk, ale dlaczego? Normalnie prawie się poplakalam, jak przeczytalam wypowiedzi Cass... Dziewczyno. Pisz. Dalej. Bo. To. Jest. Genialne.
    Masz niesamowity talent do pisania. Tak strasznie ci zazdroszcze! Dodawaj te rozdzialy czesciej! Jestem okropnie ciekawa co bedzie dalej! Pozdrawiam i zycze duzej weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział super i szybko pisz następny ;DD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno ty piszesz te rozdziały tak dobrze, że już któryś raz z kolei się popłakałam.... Kocham Cię za to z całego serca <3 :* Rozdział jest cudowny... Ten pocałunek w deszczu, tak romantycznie...... a ona go potem spławiła. Ahhh te baby xD Na pewno się pogodzą i prędzej czy później będą razem :P Z niecierpliwością czekam na next :*
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa jak zwykle świetny! <3 <3 <3 Jak ty to robisz, że tak cudownie piszesz??????
    SZYBKO DODAWAJ NASTĘPNY! JUŻ! TERAZ!

    OdpowiedzUsuń
  6. Och ach! rozdział jest bajeczny! Really really! :* ten pocałunek... jaki romantyczny w deszczu.. Uwielbiam tego bloga.. Piszesz cudownie kochana i oby tak dalej. Ale jak później go wyprosiła... hahaha cudoo!!! :* Myślę, że w końcu będą razem... ten rozdział jest jednym z moich ulubionych. Z wielką, ogromna niecierpliwością, czekam na next!!!! :* <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Oo matko! Aż brak mi słów! Naprawdę! Dziewczyno Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy jaki masz talent! To jest aż nie możliwe! Niesamowity rozdział! Od samego początku do końca byłam tak wczytana, że nic by mnie nie ruszyło hehe... Wow! Hah normalnie powiem Ci że taka jakby to powiedzieć adrenalina jak się to czyta. I ten pocałunek i w ogóle ta cała sprawa z Ross'em. Poczułam się jakbym tam była... Każdy twój nowy rozdział jest dla mnie niespodzianką, bo zawsze czymś potrafisz zaskoczyć! Z wielką niecierpliwością czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do mnie na nowy rozdział przy okazji ---> http://www.rest-in-your-arms-ross-lynch.blogspot.com/ ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział!
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  10. DAWAJ.
    KOLEJNY.
    ROZDZIAŁ!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój blog jest super, to jest takie romantyczne <3 Normalnie wyciskacz łez :) zapraszam na mojego bloga http://ross-lynch-jako-gangster.blogspot.com/ mam nadzieję, że odwiedzisz i skomentujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jest ciekawy heh, ten rozdział jest mega ciekawy.Szkoda mi Rossa bo wreszcie ten Ross ten arogancki i chamski poczuł to co czuły do niego jego dziewczyny (byłe ten plastyki) ale z drugiej strony według mnie Cass postąpiła bardzo dobrze mówią mu to. Pozdrawiam i czekam na nexta dodawaj szybciutko :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko dziewczyno, proszę. WZNÓW TO OPOWIADANIE.
    Piszesz niesamowicie, nie mogłam się oderwać. Po prostu styl pisania jest tak lekki, klarowny i przyjemny, że aż ciężko to opisać. Jesteś naprawdę dobra, a co jeszcze lepsze historia jest bardzo wciągająca. Nie mogę sobie wyobrazić, że mogłabyś przerwać tak w połowie.
    Gdy czytałam prolog spojrzałam kiedy dodałaś ostatni post. Nie chciałam zaczynać opowiadania i kończyć w połowie, bo tego nie nawidzę. Zobaczyłam, że w kwietniu, więc pomyślałam, że pewnie już nic nie dodasz. Ale po przerzyczatniu prologu nie potrafiłam wyjść. To trochę jak związek z Rossem, hahah. Wiesz, że nie przyniesie nic dobrego ale nie potrafisz tego zastopować.
    Może uratuje ten związek. Chyba będę Ci ostro spamować komentarzami póki nie doczekam się jasnej odpowiedzi. Kontunuujesz to? Prosze!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są kolejne rozdziały, jaka ze mnie gapa! tylko nie w spisie treści, lecę dalej!

      Usuń