czwartek, 27 lutego 2014

11. I'm sorry, but I will do something you will never forget.

Ross zakończył swój występ i od razu udał się do stolika, przy którym znajdowali się jego znajomi, po drodze jeszcze zdążając obdarować jakieś dziecko swoim podpisem. Gdy tylko usiadł, na kolana zwaliła mu się Rosalie i obdarzyła go czułym pocałunkiem, gratulując dobrego show. Nie bardzo zwracał uwagę na to, co mówi do niego jego dziewczyna, przytakując tylko od czasu do czasu, bo właśnie obczajał całkiem kształtną kelnerkę, zmierzającą w ich kierunku. Na oko miała niecałe 20 lat. Za stara, no ale kto zabroni się pogapić?
- Długo będziemy tu jeszcze siedzieć? - szepnął do niego Nick. - Wiesz przecież co na nas u mnie czeka. Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką ochotę się teraz najebać.
- Nie tylko ty - odparł Ross. - Posiedzimy tu jeszcze parę minut, w końcu za coś mi płacą, a potem od razu się zmywamy.
Blondyn odprowadził kelnerkę wzrokiem do baru, zauważając znajdującą się tam Cassidy. Jak grom z nieba uderzyły go wspomnienia z tego na co się zgodził tylko po to, aby zgodziła się douczać jego brata. Ale przecież równie dobrze mógł odmówić i zmusić ją do tego siłą lub psychicznie, z tego powodu, że jest dziewczyną.
Po prostu sam tego chciałeś, Ross.
Westchnął wewnętrznie i odwrócił wzrok od brunetki.
- Ja! Ja mogę! - usłyszał wrzask tuż nad uchem i poczuł jak Rosalie zrywa mu się z kolan, biegnąc na scenę.
Wrócił myślami na ziemię i zorientował się, że urządzają karaoke. Uśmiechnął się sztucznie do swojej dziewczyny, a ta odpowiedziała mu mrugnięciem i rozpoczęła swój występ. Poczuł jak Nick szturcha go łokciem w żebra, więc odwrócił się i spojrzał na miejsce, gdzie wskazywał. Stała tam jakaś dziewczyna, uśmiechając się do niego zalotnie. Całkiem ładna dziewczyna.
- Co jest? Dlaczego się za nią nie bierzesz? - zapytał ze zdziwieniem Nick.
- Jakoś nie mam ochoty - bąknął Ross.
- Ty? Ty nie masz ochoty? - parsknął. - Śmieszne, stary. Prawie się nabrałem.
Blondyn obdarzył swojego kolegę poważnym spojrzeniem, po czym ten umilkł.
Rosalie wróciła na swoje miejsce na jego kolanach.
- I jak było, kochanie? - zapytała.
- Dobrze - bąknął, udając, że ogląda kolejny występ.
- Ross, zbieramy się, co? - szturchnął go Nick, po jakichś kilkunastu minutach.
- No spoko - odparł.
- To kto na kolejny cel? Może jakaś niewiasta... Hmm... pani w czerwonym sweterku przy barze. Zapraszamy - usłyszał głos właściciela i podążył wzrokiem tam, gdzie skierowały się wszystkie spojrzenia zebranych.
- Albo poczekaj jeszcze 5 minut.
Nick zmarszczył pytająco brwi, ale po chwili tylko wzruszył ramionami i oznajmił, że udaje się do łazienki.
Ross widział, jak Cassidy kiwa przecząco głową. Właściciel jednak nie dał za wygraną i zarządził powszechną zachętę. Widział też, jak koleżanka wypycha ją z miejsca, a ta kompletnie zawstydzona zmierza na scenę. Blondyn przyłapał się na tym, że było to dla niego urocze. Wzięła do ręki mikrofon i ustała na środku podestu, wpatrując się w ziemię. Z głośników poleciały pierwsze dźwięki piosenki "Love me again". Rosalie przesiadła sie z jego kolan, na miejsce Nicka i zajęła się rozmową z Jessicą. Ross oparł się plecami o oparcie, skrzyżował ręcę na klatce piersiowej i zaczął wpatrywać się w Cass. Brunetka zaczęła cicho i niepewnie, delikatnie spoglądając na ekran z tekstem, ale jednocześnie zezując na swoje buty. Jejku, jaka ona była zawstydzona. Blondyn uśmiechnął się pod nosem, wsłuchując się w głos dziewczyny. Ładnie śpiewała, tylko trochę jak taki mały ptaszek uwięziony w klatce. Czuł, że nie dawała z siebie wszystkiego. Nie odbierało to jej jednak uroku jaki w sobie miała. Siedział, urzeczony dźwiękami jaki wydobywał się z jej gardła, chociaż sam nie chciał tego przed sobą przyznać.
- Lecimy, Lynch - wyrwał go z zadumy Nick, wracający z toalety.
- Tak. Spadamy - Ross wstał z miejsca i podążyli do wyjścia.
Blondyn jeszcze kilka razy obejrzał się do tyłu, spoglądając na dziewczynę, która właśnie skończyła i odprowadzana brawami, wróciła na miejsce.

~*~

Dokładnie o 16.55 stanęłam przed drzwiami domu Lynchów. Otwórzył mi chłopak o dłuższych, brązowych włosach. Pamiętałam, że w zespole grał na gitarze i że swoją urodą zwrócił uwagę Leny.
- Do Rossa? - zapytał, oglądając mnie od stóp do głów i robiąc zdziwioną minę.
- Na korepetycje - sprostowałam.
- Ach, no tak. Wchodź - przepuścił mnie w drzwiach. - Ryland, do ciebie! - wrzasnął gdzieś do tyłu.
- Jestem u siebie! - odkrzyknął mu jakiś głos.
- Po schodach na górę i 2 drzwi na lewo - oznajmił brunet, zostawiając mnie i siadając na kanapie w salonie.
Uniosłam brwi do góry. No kulturą to on nie grzeszył. Zdjęłam buty i skierowałam się na górę po schodach, po drodze wpadając na Rossa, który kierował się w drugą stronę.
- Hej - przywitał się.
- Cześć - odbąknęłam, kierując wzrok na buty.
- Wpadnij do mnie, jak skończysz - rzucił, po czym zbiegł na dół, przeskakując po dwa schodki.
Wpatrywałam się z niemałym zdziwieniem w stronę gdzie zniknął.
I znowu zachowywał się władczo. To już taka jego natura czy co?
A może ja wcale nie chcę do niego przychodzić? Oczywiście nawet nie zapyta się o zdanie.
Wiesz, że i tak chcesz - moja podświadomość jak zwykle szczera.
Ehh no dobra - przewróciłam oczami, kierując się w stronę wskazanego pokoju.
Ryland okazał się niesamowicie miłym chłopakiem. Trochę leniwym i rozkojarzonym, ale jak już się go naprowadziło na dobrą drogę, to można było zauważyć jego starania. Ogólnie przyjemnie mi się z nim pracowało.
- I jak dodasz teraz to do tego to wychodzi idealnie - oznajmiłam, wskazując na poszczególne wyniki.
- Wow. Mądra jesteś, wiesz? Aż dziwne, że ty i Ross no wiesz - zachichotał.
- My i Ross nic... no wiesz - zaczęłam się śmiać może trochę sztucznie, bo wewnętrznie to płonęłam rumieńcami.
- To w sumie wszystko wyjaśnia.
- Jak to? - zmarszczyłam brwi.
- No... w ogóle nie przypominasz jego dziewczyn. Wszystkie takie laski... nie zrozum mnie źle, ty też jesteś ładna - lekko się zmieszał - ale no wiesz...
Zrobiłam pytającą minę.
- Oh po prostu raczej nie pasujesz do jego typu. Nigdy nie widziałem go z dziewczyną twojego pokroju. Ty jesteś stąd w ogóle? - zmienił temat, bo chyba ten już go lekko męczył.
- Skąd to pytanie?
- Nigdy Cię wcześniej nie widziałem. Poza tym czasem mówisz z obcym akcentem.
- Naprawdę? Nikt mi tego wcześniej nie powiedział.
- Miałem kiedyś znajomego z Anglii i on podobnie mówił, tylko jeszcze mocniej.
- Jestem z Polski, a tam w szkołach nauczają języka bardziej w kierunku Wielkiej Brytanii niż Stanów Zjednoczonych - zaśmiałam się. - Na serio aż tak widać?
- Niee. Mówię, że tylko czasem ci się zdarza. Ogólnie mówisz bardziej amerykańsko - również się zaśmiał.
- Mój tata jest rodowitym Amerykaninem, więc może dlatego. Dobra, na dzisiaj koniec - oznajmiłam, zamykając książkę. - Wszysto zrozumiane?
- Jak najbardziej.
- To zrób sobie jeszcze to jedno zadanie co nam zostało, okej?
Chłopak przytaknął.
- To narazie - pożegnałam się, wychodząc z pokoju.
- Paa - odpowiedział, zadowolony odpalając laptopa
Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w stronę wyjścia, w ostatnim momencie przypominając sobie o Rossie. Zawróciłam więc na schodach i stanęłam przed drzwiami do jego pokoju. Zapukałam, a niesłysząc żadnej odpowiedzi, ponowiłam próbę, lecz znowu spotkałam się z ciszą. Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam w dół, uchylając drzwi. Ross leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach, w rękach trzymając długopis i kartkę, na której co jakiś czas coś notował. Nawet nie zauważył, kiedy weszłam. Odchrząknęłam, ale nadal nie zwracał na mnie uwagi. Podeszłam więc do niego, ostrożnie usiadłam obok i szturchnęłam w ramię. Wzdrygnął się, zdezorientowany spojrzał w moją stronę i zsunął słuchawki z uszu.
- Cześć - uśmiechnął się ciepło, aż mnie wmurowało.
- Już się witaliśmy - odwzajemniłam uśmiech.
- No tak - zaśmiał się, podnosząc do pozycji siedzącej, odkładając kartkę i długopis na stolik i opierając o wezgłowie łóżka. - Co tam?
- Emm... - zacięłam się. - Chyba dobrze. A u ciebie? - kontynuowałam tę dziwną konwersację.
Dziwną z tego powodu, że prowadzona była między mną i Lynchem.
- Świetnie - oznajmił, wpatrując się w swoje dłonie.
- O co ci znowu chodzi? - zrobiłam zdezorientowaną minę.
- Dlaczego miałoby mi o coś chodzić? - zdziwił się.
- Każesz mi do siebie przyjść, bo chcesz sobie tak bez celu ze mną porozmawiać? No nie sądzę.
- Dlaczego?
Popatrzyłam na niego przez dłuższą chwilę.
- W co ty sobie ze mną pogrywasz, Ross? Męczy mnie to, wiesz? - wstałam z łożka i podeszłam do parapetu, spoglądając za okno. - Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? Dlaczego po prostu nie zakończysz naszej znajomości? Przecież nie jestem z twoich sfer. Dlaczego raz zachowujesz się jakbyś mnie naprawdę lubił, a potem udajesz, że mnie nie znasz? Wstydzisz się mnie, rozumiem, ale nie rozumiem dlaczego najnormalniej w świecie nie wróciłeś do tego, co było przed naszymi projektowymi spotkaniami? Dlatego pytam się, w co ty sobie ze mną pogrywasz? - ponowiłam pytanie, nadal patrząc przez okno, na ogóród sąsiadów, gdzie jakieś dziecko bawiło się ze swoim tatą.
Długo nie słyszałam odpowiedzi, poczułam tylko jego obecność obok.
- Bardzo ładnie śpiewasz, wiesz? Słyszałem cię wczoraj. Masz talent, tylko musisz go rozwinąć - oznajmił po chwili.
- Możesz nie zmieniać tematu?
Znowu zamilkł. Spojrzałam w bok na niego, po czym znowu przeniosłam wzrok na bawiącego się chłopca. Czyżby szanowny Lynch nie wiedział co odpowiedzieć? No tego to chyba jeszcze nie było. W pokoju panowała cisza, która stawała się coraz bardziej uciążliwa. Uparcie wpatrywałam się przed siebie, czekając na to co powie. Musiałam wiedzieć. To nie dawało mi spokoju. Czułam jak przemieszcza się po pomieszczeniu, ale nie spojrzałam na niego.
- Po prostu mi to wytłumacz... - szepnęłam.
Nagle poczułam dotyk na obu ramionach. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam przed sobą twarz blondyna. Zamarłam. Ross przesunął ręcę z moich ramion, przez szyję aż na moją twarz, wsuwając palce we włosy. Po czym szybko zbliżył swoją twarz do mojej i dotknął ustami moich warg. Świat jakby nagle się zatrzymał. Ross pogłębił pocałunek, ale nie stracił on na swojej delikatności. Nie odwzajemniłam go, ponieważ kompletnie mnie wmurowało. Co oczywiście nie oznaczało, że tego nie chciałam. Kiedy wkońcu odzyskałam trzeźwość myślenia, w sumie wbrew sobie, sama zaczęłam się ostrożnie angażować w pocałunek. W końcu Ross powoli się odsunął. Popatrzył na mnie przez chwilę w nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym odwrócił się i nagle tak po prostu wyszedł z własnego pokoju, całkiem głośno trzaskając drzwiami.
Co to się właśnie stało?
W głowie kręciło mi się od nadmiaru myśli i emocji, a moje serce waliło jak oszalałe. Ponownie odwróciłam się, patrząc przez okno i starając się uspokoić oddech. Widziałam jak Ross wybiega z domu i wsiada do jakiegoś samochodu, odjeżdżając z piskiem opon. Oparłam się czołem o szybę, napawając się jego zbawczą lodowatością. Po chwili jednak ogarnęłam się na tyle, że chwyciłam za swoją torbę i również opuściłam pokój, a następnie cały dom.

~*~

Ross ustał na czerwonym świetle i od razu chwycił za swój telefon.
- Halo?
- Cześć, mała - przywitał się uwodzicielsko. - Mam nadzieję, że jesteś sama, bo za 10 minut jestem u ciebie - oznajmił.
- Czekam z niecierpliwością - mruknęła Rosalie, po czym rozłączyła się.
Ross chwycił z powrotem za kierownicę i ruszył. Po chwili jednak opamiętał się z szybkością. Przecież niedawno odebrano mu prawo jazdy. Nadal nie mógł się z tym pogodzić. Na szczęście niedługo miał już zdawać na następne.
Następnie jednak jego myśli znowu powróciły do tego co stało się kilka minut temu. Walnął z całej siły ręką w kierownicę, przez co głośno zatrąbił. Na szczęście nikt przy nim nie jechał. Syknął, bo przeszywający ból zaatakował mu rękę. Uważał jednak, że to mu się należy.
Tak jak przewidywał, po 10 minutach zajechał pod dom swojej dziewczyny. Wysiadł z samochodu, zamykając go. Wparował do jej mieszkania jak do swojego, po czym widząc blondynkę stojącą w jadalni, przyparł do niej, obejmując w tali, i składając na jej ustach zaborczy pocałunek.
- Lubię cię takiego niegrzecznego - mruknęła, między pocałunkami, po czym chwyciła za jego koszulkę, praktycznie ją z niego zdzierając.
On nie pozostawał jej dłużny. Już któryś raz odreagowywał w taki sposób, chcąc wyrzucić z głowy pewne wydarzenia. I już któryś raz spowodowane to było nie kim innym jak Cassidy...

___________________

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na rozdział :c
Kolejny postaram się dodać w niedzielę :)

Przepraszam za błędy i pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział *.*
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O wow! To jest jeden z twoich najlepszych rozdziałów...Tak się wczytałam w tą sytuację pomiędzy Ross'em a Cassidy i normalnie nie zauważyłam kiedy to się skończyło. Dziewczyno naprawdę masz talent! Kocham ten rozdział. Jest niesamowity!
    Z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kckckckckc :**
    Ten rozdział jest jednym z najlepszych... ten pocałunek. ... to było takie słodkie :3 Brak mi słów. Z niecierpliwością czekam na next :***
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle rozdział świetny :3 Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedno wielkie WOW ! Rozdział jest amazing ! Jestem ciekawa, co się dalej wydarzy. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś ten rozdział. :* Z niecierpliwością czekam na next.
    Pozdrawiam <3
    Becia

    OdpowiedzUsuń
  6. super rozdział jest !!!!!!!!!! nie ma takiego słowa no genialny <3 <3 czekam nn i zapraszam do mnie http://crazzystory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń