wtorek, 11 lutego 2014

10. Tropicana

Ross wszedł do szkoły grubo po 9.00 i oczywiście spóźnił się na pierwsze dwie lekcje oraz jak zwykle miał to gdzieś. Kiedy zadzwonił dzwonek, stał opierając się o parapet i pisząc SMS-a. Po chwili poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Podniósł wzrok i zobaczył Rosalie - swoją nową, blondwłosą dziewczynę. Objął ją w tali i przyciągnął do siebie, składając czuły pocałunek na jej wargach. Po chwili, jak zwykle, podeszli do niego koledzy, witając się. Wśród nich również była Alice, klejąca się teraz do Carlosa - jednego z zawodników drużyny futbolowej. Rozmawiając o sobotniej imprezie, która miała się odbyć właśnie u nowego chłopaka byłej dziewczyny Rossa, kątem oka ujrzał dwie dziewczyny, stojące po przeciwnej stronie i śmiejące się z czegoś. Jedną z nich była Cassidy, a drugą jej koleżanka. Wykrzywił usta w grymasie, przypominając sobie, co takiego miał zrobić, ale z drugiej strony, jakoś głęboko w sercu, chciał z brunetką porozmawiać. Tylko na pewno nie mógł zrobić tego teraz na oczach nawet tej części szkoły. A ZWŁASZCZA tej części szkoły. Przyciągnął Rosalie bliżej do siebie i wtulił twarz w jej pachnące różami włosy.
Muszę ja dopaść przed lunchem - pomyślał. - Już przecież raz zmusiłem ją do konwersacji.

~*~

- Umieram z głodu - westchnęłam, wychodząc z klasy. - Ciekawe co dzisiaj dadzą. Mam nadzieję, że nie będzie to znowu przypominać potrójnie zwymiotowanego szpinaku. Lena, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zwróciłam się stanowczo do przyjaciółki.
- Tak, tak. Też tak sądzę - bąknęła, wystukując coś na klawiaturze telefonu.
Już drugi dzień z rzędu się tak zachowywała. Sęk w tym, że tydzień temu poznała chłopaka - Travisa i chyba coś między nimi zaiskrzyło, ale czy to znaczy, że ma mnie totalnie olewać? A co z Drakiem? Czyżby to już przeszłość?
- Len, czy ty nie możesz zostawić choć przez chwilę tego lalusia i zwrócić na mnie uwagę?... Len! - krzyknęłam, zatrzymałam się i poczekałam aż na mnie spojrzy.
- No co? - rozłożyła ręce w jednej nadal trzymając komórkę.
Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i przewróciłam oczami.
- Ty się mnie jeszcze pytasz "co?"?
Lena wpatrywała się we mnie zdziwiona.
- Dobra. Pisz sobie z tym kolesiem, a ja pójdę się nażreć - machnęłam ręką i odeszłam, kątem okaz zauważając, jak Lena wzrusza ramionami i znowu zaczyna wgapiać się w ekran swojego telefonu.
Ponownie przewróciłam oczami. Poprawiłam torbę na ramieniu i nagle poczułam szarpnięcie do boku. Pisnęłam i po chwili oparłam się plecami o ścianę. Otworzyłam oczy, które mimowolnie zamknęłam i doświadczyłam jakby deja vu - znajdowałam się w ciemnym korytarzu, przygwożdżona przez niejakiego szanownego Lyncha.
- Czego chcesz? - odezwałam się głosem, który miał brzmieć groźnie, a przypominał co najwyżej pisk małej myszki.
- Potrzebuję cię, Johnson.
Co?
Że jak?
Mnie?!
"Ja też Cię potrzebuję"
- to wszystko przetaczało się w mojej głowie, a za to ostatnie wewnętrznie się zganiłam.

- Do korków, a dokładniej mój brat cię potrzebuje. Okej? Przychodzisz do nas we wtorki i czwartki. To narazie - odwrócił się i już zaczął odchodzić.
- Zaraz. Co? Może byś tak zapytał o zdanie mnie? Nie jestem jakimś przedmiotem, który możesz sobie ustawiać.
Blondyn odwrócił się i z powrotem do mnie podszedł.
- Nie pieprz, że nie chcesz zarobić, Johnson.
- Nie potrzebuję pieniędzy.
- Nie jesteś bogata.
- Co nie znaczy, że potrzebuję pieniędzy - warknęłam.
- Dam ci tyle, ile zechcesz - oznajmił.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Nie będę robić tego, co mi każesz, Lynch.
Chłopak przyparł mnie mocniej do ściany.
- Jesteś tego pewna? - szepnął groźnie.
- T... ta... tak - odparłam cicho, przełykając z trudem ślinę.
- Johnson, do cholery, nie denerwuj mnie - wrzasnął. - Nie chcę ci grozić! Rzucasz cenę, ja ci płacę, ty dajesz korki mojemu bratu. Proste? Proste. Ile chcesz za godzinę? 50 dolców? 60? 100? 150? No ile?
- Nie. Chcę. Pieniędzy - wydukałam wolno i wyraźnie, wpatrując mu się głęboko w oczy.
- To czego ty chcesz? - odparł, opierając dłonie o ścianę po obu stronach mojej twarzy.
Czułam na niej jego ciepły oddech. Po całym moim ciele przeszedł dreszcz. Spuściłam wzrok z jego ciemnych oczu.
- Chcę, abyś mnie uczył gry na gitarze - powiedziałam prawie niesłyszalnie.
Nie mam pojęcia co mnie natchnęło, ale wiedziałam, że właśnie tego chciałam. Jednak od razu zrobiłam się czerwona i pragnęłam zapaść się w ziemię, albo coś w tym stylu. Czekałam na jakiś szyderczy śmiech lub drwiny ze strony chłopaka, ale niczego się nie doczekałam. Podniosłam więc swój wzrok i znowu zatrzymałam go na jego oczach, wpatrujących się we mnie w nieodgadnionym wyrazem.
- Dostaniesz to, czego chcesz - oznajmił po chwili spokojnie, po czym powoli zabrał ręcę ze ściany, uwalniając mnie, odwrócił się i opuścił zaciemniony korytarz.
Moje serce nagle szybciej zabiło, a na policzki ponownie wkradł się pokaźny rumieniec. Osunęłam się po ścianie na podłogę i zagryzłam wargę, powstrzymując uśmiech. Uczucie głodu w moim brzuchu, zastąpiły jak to się mówi te sławne 'motylki'. Bałam się tych wszystkich reakcji. Bałam się tego, jak ten chłopak na mnie działał. Wiedziałam, że to nic dobrego nie oznacza. Wiedziałam, że to oznacza tylko i wyłącznie cierpienie...



~*~

- O której otwarcie? - zapytałam, nalewając sobie pomarańczowego soku do szklanki.
- 17.00 - odpowiedział David, siedząc przy stole i bawiąc się breloczkiem od kluczy.
- Cała szkołą huczy o tej waszej knajpce. Będziecie pewnie mieli niezłą klientelę.
- Miejmy nadzieję. Nie po to harowaliśmy przez ponad pół roku, żeby teraz z tego klapa była. Z resztą kupa kasy na to poszła. Jak sie nie wybijemy, to będziemy grubo na minusie - westchnął.
- Będzie dobrze. Zobaczysz - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Na otwarciu będziecie wypełnieni po brzegi.
- Oby. A ty przyjdziesz? - zapytał, popijając herbatę z kubka.
- Ja? - uniosłam brwi ze zdziwieniem. - Przecież wiesz, że nie. Nie lubię dużych imprez.
- Młoda, no. Nie bądź taka - popatrzył na mnie. - Miło by było jakbyś przyszła.
Wiedziałam ile dla Davida znaczy otwarcie tej kawiarni i wiedziałam jak ciężko codziennie pracował z panem Watsonem, aby doprowadzić zupełnie surowe miejsce do teraźniejszego stanu.
- No już dobra i tak Lena by mnie wyciągnęła - zaśmiałam się.

~*~

- Kiedyś to było miejsce, do którego przychodziła cała szkoła, ale zamknęli je niestety, otwierając tu jakieś biuro, które potem notabene też zamknięto, ale kawiarni nie przywrócono - oznajmiła Lena, kiedy zaszłyśmy przed budynek.
- Ta, wiem o tym - odpowiedziałam, patrząc na zielonożółty szyld z napisem "Tropicana"
- Niby skąd? - uniosła pytająco brwi.
- Mój brat jest tu zatrudniony - odpowiedziałam, przenosząc wzrok na nią.
- Serio? Nic nie mówiłaś.
- Bo nie pytałaś - zaśmiałam się.
Wyszłyśmy przez szklane drzwi i naszym oczom ukazało się wnętrze zaprojektowane na tropikalny wystrój. Gdzieniegdzie po ścianach pięły się sztuczne palmy ze sztucznymi, wystającymi liśćmi i nawet kokosami. Kawałek jednej ściany wyłożony był brunatnym kamieniem, po której spływała prawdziwa woda podświetlana kolorowymi światełkami. Obok znajdowała się scena, po której krzątało się parę osób, a jedną z nich był Lynch. Potem rozpoznałam jego dwóch braci z imprezy i Rydel. Czyli załatwili nawet koncert na żywo. No nieźle braciszku - pomyślałam.
Zaczęłam śledzić wzrokiem chłopaka, który właśnie stroił gitarę, a kiedy uniósł wzrok, spoglądając na mnie, na moje policzki wkradł się pokaźny rumieniec, który nie znikł nawet wtedy, kiedy przestał się patrzyć.
- Cassie, ogarnij się - ganiłam samą siebie. - On nawet nie zwrócił na ciebie uwagi.
- Wow - wyrwało się z ust Leny, kiedy rozglądała się dookoła. - Super - klasnęła w ręce - Chodź się czegoś napić - pociągnęła mnie w stronę baru, gdzie spotkałam Davida, który dał nam dwa koktajle na koszt firmy. Usiadłyśmy sobie na krzesełkach barowych, rozmawiając o fajności tego miejsca, a ja ciągle przyłapywałam samą siebie na spoglądaniu w stronę sceny.
Po paru minutach zebrał się już całkiem pokaźny tłum, a do rozpoczęcia było jeszcze grubo ponad 20 minut. Widziałam jak Rossa oraz jego zespół otaczają młode dziewczynki, prosząc o autografy i zdjęcia.
- Cass! Cass!
- Em? - mruknęłam.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - oburzyła się Lena.
- Sorry. Zamyśliłam się.
- A to na mnie się wkurzasz - prychnęła. - A na jaki temat? Lyncha? - zaśmiała się, a ja chociaż wiedząc, że mówi to z sarkazmem, spaliłam buraka. - No bo ciągle się tam gapisz - odwróciła się, patrząc za siebie. - A może tego bruneta? Bo nie powiem nawet całkiem, całkiem.
- Nie. Po prostu zastanawiałam się... że można by pobrać od nich masę autografów i sprzedać je za pokaźną sumkę - skłamałam, uciekając od niej wzrokiem.
Lena przyjrzała mi się badawczo.
- Okej - powiedziała po chwili, przeciągając każdą samogłoskę i w tej samej chwili ktoś wszedł na scenę, więc wszyscy skierowaliśmy tam wzrok.
Był to dosyć pulchny, ale i wysoki mężczyzna o sympatycznym wyrazie twarzy oraz siwych włosach. Najprawdopodobniej pan Watson. Przywitał się ze wszystkimi radosnym tonem, powiedział parę słów na wstęp i zszedł ze sceny, biorąc do ręki nożyczki. Podszedł do barku przy którym siedziałyśmy i przeciął wielką, czerwoną kokardę przyczepioną do obu kolumienek. Wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać, a w tym czasie na scenie pojawił się już zespół.
- Witajcie wszyscy! - krzyknął Ross, na co odpowiedział mu pisk fanów i okrzyki znajomych ze szkoły. - Jesteście gotowi dać czadu? - zapytał, co spotkało się jeszcze z większym wrzaskiem.
R5 zaczęli występ. Część ludzi poderwała się do zabawy, część zajęło się składaniem licznych zamówień, a część pozostała na miejscu, słuchając i rozmawiając. Lena również poszła się bawić, wcześniej długo mnie do tego namawiając, ale ja stanowczo postawiłam na swoim. Źle się czułam na tego typu imprezach. Ogólnie źle się czułam na jakichkolwiek imprezach. W ogóle tam nie pasowałam. Po prostu nie potrafiłam się bawić. No cóż, taki już mój los.
Siedziałam, mieszając słomką w miętowo zielonym napoju i wsłuchując się w każde słowo piosenek. Przyłapałam się nawet na tym, że przy utworze pochodzącym z "Austina i Ally" zaczęłam sobie śpiewać pod nosem.
Zespół zagrał 7 piosenek, po czym zszedł ze sceny, na której po chwili znowu pojawił się pan Watson. Lena wróciła na miejsce obok mnie. Mężczyzna zarządził teraz karaoke, co ponownie spotkało się z okrzykami aprobaty wśród gości.
- To kto pierwszy na ochotnika? - zapytał.
- Ja! Ja mogę! - wyrwała się dziewczyna, wcześniej siedząca na kolanach właśnie u Rossa.
- Zapraszamy - uśmiechnął się właściciel, wskazując scenę.
Blondynka wstała, poprawiła swoją ledwo sięgającą za pośladki, granatową sukienkę i weszła na scenę. Wybrała sobie utwór pt. "Roar" Katty Perry i zaczęła swój występ.
Szczerze? To było okropne. Rozumiem, że nie każdy potrafi śpiewać, no ale jeżeli śpiewa aż tak źle to... Chociaż co ja tam wiem. Przecież w ogóle się nie znam na muzyce...
Dziewczyna skończyła swój 'pokaz umiejętności' i zeszła ze sceny z powrotem sadowiąc się na kolanach blondyna, który, tak na marginesie, wydawał się ją kompletnie olewać.
Następnie zgłosiło się jakichś trzech chłopaków, wybierając piosenkę "Barbie Girl" i robiąc sobie niezłe jaja. Cała sala śmiała się do rozpuku. Zaraz po nich zaśpiewały dwie siostry i skończyli się jacykolwiek chętni.
- Nie ma się czego wstydzić. To tylko zabawa - mówił pan Watson. - Naprawdę nikt? Jesteście pewni? No dobrze. Nie chciałem tego robić, ale jak widać jestem zmuszony do tego, aby was zmusić - zaśmiał się. - Hmm... to może ten pan w niebieskim - wskazał ręką w tłum. - Tak, właśnie pan. Zapraszamy.
Wskazany facet roześmiał się, ale wszedł na scenę. Zadedykował swoją piosenkę nażeczonej, a wybrał utwór Bruno Marsa. Nie śpiewał za dobrze, ale uwielbienie z jakim patrzył na swoją dziewczynę rozmiękczało każde serce.
- To było... piękne - właściciel teatralnie otarł łzę spod oka. - To kto na kolejny cel? Może jakaś niewiasta... Hmm... pani w czerwonym sweterku przy barze. Zapraszamy - uśmiechnął się.
Zrobiłam wielkie oczy i o mało co nie oplułam się napojem. Spojrzałam jeszcze w dół, widząc na sobie taką właśnie odzież. Spojrzałam na niego z powrotem i pokiwałam przecząco głową.
- Ktoś chyba się tu wstydzi. Potrzebna nam zachęta. Co wy na to? - zapytał, co spotkało się z okrzykami zebranych, zachęcających mnie do wyjścia na scenę.
Wśród nich znalazła się też Lena, którą obdarzyłam wrogim spojrzeniem, a ta tylko zaśmiała się i wypchnęła mnie z miejsca. Od razu spaliłam buraka, czując jak każda osoba przypatruje się mojemu wejściu na scenę. Nogi miałam kompletnie jak z waty. Przeczuwałam, że zaraz zaliczę największą wtopę w swoim życiu. Przecież ja kompletnie nie umiem śpiewać!

___________________

Obiecałam trochę dłuższy rozdział i myślę, że wyszedł całkiem w miarę :)
Piszcie jak wam się podoba i z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale jest już dosyć późno i nie chce mi się zbytnio teraz poprawiać :)

Niezapomniane koncertowe wrażenia!
Bo tego nie da się zapomnieć :D
Minął już prawie tydzień, a ja nadal żyję tylko tym.
Znajomi już mają mnie dosyć... Ups xD
Ale zobaczenie ich wszystkich na żywo, to coś, czego nie da się po prostu opisać.
Mam nadzieję, że wrócą w następnym roku, choćby dlatego, że wszyscy fani zasługują na to, żeby to przeżyć, bo przecież ogromna nas ilość nie miała takiej możliwości.

A co do pytań pod jeszcze wcześniejszym rozdziałem to nie, nie jestem Belieber, Directioner itd. Tylko R5Family oraz VolleyFamily :)
A ferie skończyły mi się wczoraj :<

Ale wolałbym, żebyście takie pytania zadawali mi na asku, który możecie znaleźć w zakładce na górze strony :)

Pozdrawiam was wszystkich gorąco :*

CZYTASZ - KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ

10 komentarzy:

  1. Rozdział cudny (jak zawsze) <3
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział *.*
    Błagam, szybko dawaj kolejny, bo nie wytrzymam.... jestem ciekawa co się stanie... ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. zarąbisty nie mogę się już doczekać następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham!!! <3 Czeka na nexta. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski ten rozdział. Strasznie mi się podoba. Ciekawa jestem jak to będzie z tymi lekcjami gry na gitarze. Hehe. No i oczywiście jak Cassy sobie poradzi z takim wyzwaniem. Z niecierpliwością czekam na next. ;*
    PS. Zapraszam do mnie : http://here-comes-forever-r5-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zawsze zajebisty. Ciekawa jestem co zrobi Cassy... i co będzie z lekcjami gry na gitarze. .. Z niecierpliwością czekam nn i zapraszam do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest superowy,co prawda nie umiem pisać długich komentarzy :) więc się streszczam i genialnie piszesz kocham czytać twojego bloga jkest bardzo ciekawy i czekam nn i zapraszam do mnie :) http://crazzystory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny czekam z niecierpliwością :D

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy next ?????? ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy dodasz następny od ostatniego minęły już prawie dwa tygodnie :((

    OdpowiedzUsuń