piątek, 3 stycznia 2014

7. Impreza.

Wzdrygnęłam się na dźwięk dzwonka do drzwi. Zerwałam się z kanapy i pobiegałam otworzyć Lenie.
- Cześć. Zbieraj się szybko, to tata nas podrzuci - oznajmiła wchodząc do środka.
- Daj mi minutę.
Puściłam się biegiem na górę, o mało się nie zabijając. Chwyciłam torbę, po czym zbiegłam z powrotem na dół. Oznajmiłam wszem i wobec, że wychodzę, na co odpowiedziało mi tylko ciche "yhym" brata. Nałożyłam szybko buty i obie opuściłyśmy mój dom. Po 20 minutach jazdy, wysiadłyśmy i ruszyłyśmy na "podbój". Szlajałyśmy się po sklepach prawie 2 godziny, ale Lena nadal twierdziła, że nic odpowiedniego jeszcze nie znalazła. Nogi bolały mnie już niemiłosiernie. Nienawidziłam zakupów i chyba nic nie było w stanie mnie do nich przekonać.
- Ja wymiękam - opadłam na jedną z turkusowych kanap, od których roiło się w tym centrum handlowym.
- No dawaj - Lena pociągnęła mnie za rękę.
- Ja chcę do domu - jęknęłam. - Moja kondycja się do tego nie nadaje.
- Nie marudź, tylko chodź - przyjaciółka wciągnęła mnie do następnego ze sklepów.
Poddałam się jednak i zostawiłam ją samej sobie, siadając sobie na krzesełku w kącie.
To niestety jednak nie był koniec. Na szczęście na czwartym sklepie się zakończyło. Lena zdecydowała się na jedną z sukienek. Nic mnie tak nie uszczęśliwiło. Ja zgodziłam się na pierwszy lepszy zestaw, który mi zaproponowała, składający się z krótkich spodenek i zwykłej bluzki.
- Myślisz, że Drake'owi się spodoba? - zapytała nieśmiało, kiedy opuszczałyśmy centrum w zupełnie różnych nastrojach - ona cała w skowronkach, a ja z bólem głowy i ogromną ochotą na znalezienie się w swoim łóżku.
- A czemu pytasz? - poruszałam znacząco brwiami. - No pewnie, że się spodoba.
- Mam taką nadzieję - zachichotała.
- Kurcze, nie wiedziałam, że coś między wami jest! - szturchnęłam ją łokciem
- Pogadamy o tym kiedy indziej, dobra? - zauważyłam, że mina jej zrzedła.
- No okej - zgodziłam się.

*Piątek*
O godzinie 16.20 wsiadłyśmy z Leną do samochodu Davida, który zgodził się zawieść nas na imprezę. Jechaliśmy pół godziny, po czym wyjechaliśmy z miasta. Dookoła rozprzestrzeniał się ogromy las.
- Wow, nie wiedziałam, że w takim miejscu mogła się zachować jeszcze jakaś natura - przykleiłam się do szyby, wpatrując się za nią.
Kochałam przyrodę. W Polsce uwielbiłam całymi dniami przesiadywać na łące i mogłam w ogóle nie wracać do domu. Wtedy nie przeszkadzała mi samotność i zapominałam o całym bożym świecie.
- Jak widać mogła - zaśmiała się Lena.
Jechaliśmy jeszcze jakieś 10 minut, aż w końcu za leśnej zasłony wyłonił się rządek domków jednorodzinnych.
- To ten - wskazała Lena na pierwszy dom tuż pod lasem.
Skręciliśmy i wjechaliśmy na podjazd. Wysiadłyśmy, pożegnałyśmy się z Davidem i od razu napadła nas rozradowana Nelly u boku swojego chłopaka - Chada.
- Cześć dziewczyny! - przywitała się entuzjastycznie. - Chodźcie - chwyciła Lenę za rękę, która złapała mnie i zostałyśmy zaprowadzone na tyły budynku, gdzie znajdował się ogromy ogród, w tej chwili wypełniony ludźmi, których praktycznie w ogóle nie znałam. Niektórych jedynie kojarzyłam ze szkoły. Na środku stała również mała scena. Czyżby występ na żywo?
Od razu poczułam się strasznie nieswojo. Nelly zaprowadziła nas do jednego ze stolików i wszyscy przy nim zasiedliśmy. Po chwili na scenie pojawił się wysoki brunet i powitał wszystkich.
- Mam nadzieję, że się świetnie bawicie! - krzyknął, na co odpowiedział mu entuzjastyczny okrzyk gości. - Świetnie! To zaraz będzie jeszcze lepiej! Ross, skończ się obżerać i dawaj na scenę, stary! - wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja odnalazłam wzrokiem Lyncha, który po chwili znajdował się już obok bruneta. Dowiedziałam się od Leny, że to właśnie ten Davis, który to wszystko zorganizował. Przybyli sobie piątkę, po czym blondyn złapał za mikrofon.
- Jak się bawicie, ludzie?! - wykrzyczał, po czym, w towarzystwie aplauzu, chwycił elektryczną gitarę i przewiesił ją sobie przez ramię. - Zgarnąłem tu jeszcze dwóch moich ziomali. Specjalnie dla was! - oznajmił. - Rocky, Ratliff, dawajcie.
Na scenę wbiegło dwóch chłopaków. Jeden złapał za następną gitarę, a drugi zasiadł za perkusją.
- Dajmy czadu!
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki i wszyscy poderwali się do tańczenia, śpiewania lub podrygiwania w rytm muzyki.
- I o co tyle szumu? Wcale nie są tacy dobrzy - prychnęła Lena. - Nigdy się mi nie podobali.
Co ty dziewczyno gadasz? Są świetni!
- Właśnie - przytaknęłam, kłamiąc. - Nie rozumiem ich.
- Siema, dziewczyny - do naszego stolika dosiadł się Drake. - I jak tam?
- A spoko - odpowiedziałam.
- A jak tam było u Lyncha w sobotę? - zapytał, śmiejąc się, za co dostał kopniaka od Leny. - Nic ci nie zrobił? - teraz już zrobił się poważny. - Bo wiesz, jeżeli...
- Nie. Spokojnie - przewróciłam oczami. - To tylko projekt. Oboje dramatyzujecie.
- No przepraszam, że się martwię - prychnęła Lena.
- Ty, Drake lepiej powiedz, jak Lenie w tej kiecce do twarzy - wyszczerzyłam się, chcąc jak najszybciej zmienić temat, lecz tym razem ja dostałam kopniaka pod stołem. - Ał - pisnęłam.
- Całkiem ładnie - zmieszał się, odwracając wzrok. - Chyba mnie wołają. To ja już pójdę. Pa - pożegnał się, po czym uciekł do swoich kolegów.
- Pojebało cię? - warknęła.
- Ale o co ci chodzi? - chwyciłam za babeczkę, leżącą przede mną. - On ci się podoba, ty podobasz się mu. Nie wiem w czym tkwi problem.
- W tkwi problem, do cholery, że jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi! I to od ładnych paru lat. Nie chcę tego zwalić przez jakieś głupie uczucie. A jeżeli nam nie wyjdzie? Jeżeli zerwiemy? To będzie koniec naszej przyjaźni - westchnęła, opadając ciężko na oparcie.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Nie myślałam o tym w ten sposób...
- Właśnie. Nie możemy być razem. Muszę się jak najszybciej odkochać... Tylko nie wiem... jak - zakończyła.
- Dziewczyny chodźcie pograć w siatę - przy naszym stoliku znalazła się Nelly. - Brakuje nam paru osób.
- Ja chętnie. Idziesz, Cassie?
- Wolałabym tu zostać. Nie jestem w tym najlepsza. Ale ty leć - uśmiechnęłam się.
- Na pewno?
- Na stówę. No leć - pogoniłam ją.
- No dobra - wstała i wspólnie odeszły.
Odwróciłam się i zaczęłam śledzić wzrokiem poczynania Lyncha i części jego zespołu na scenie. Przez chwilę na mnie spojrzał, a potem szybko odwrócił wzrok. Boże, czemu tak mnie zapiekły policzki?
Wsłuchiwałam się w słowa piosenki. Miała strasznie romantyczny i uczuciowy tekst. W ogóle nie pasowała mi do niego. Po chwili jednak skończyli grać i oznajmili, że na razie robią godzinną  przerwę. Śledziłam ich wzrokiem, a w szczególności blondyna, który teraz w towarzystwie Malcolma i kilku innych kumpli, udali się w stronę lasu. W jednym z nich rozpoznałam tego gostka, z którym widziałam ostatnio Lyncha. Czułam, że ta wyprawa nie wróży niczemu dobremu. Nie wiem co mnie podkusiło, aby za nimi iść.
Cassidy, Ty i ta Twoja durna ciekawość.

~*~

- Ej, Lynch. Skończ tę popisówę i dawaj, bo Samson już czeka - rozległ się szept, zaraz po tym jak rozbrzmiały ostatnie dźwięki piosenki " If I can't be with you".
Ross oznajmił przez mikrofon, że robią przerwę, na co odpowiedziało mu absorbujące odetchnienie brata oraz głośny okrzyk "TAK!" Ellingtona.
Zszedł ze sceny i dołączył do swoich kolegów, zmierzając w stronę lasu. Weszli pomiędzy drzewa i po chwili ujrzeli czarnego minivana, którego tak dokładnie znali. Zaraz zza niego wyłonił się Samson.
- Masz towar? - zapytał od razu Lynch.
- A czy kiedykolwiek was zawiodłem? - wykrzywił usta w grymasie przypominającym uśmiech.
Ross również się uśmiechnął. Wymienili uścisk ręki i klepnięcie po plecach, po czym usiedli w otwartym bagażniku samochodu.


~*~

Przykucnęłam za jednym z krzaków i odchyliłam lekko gałęzie, aby mieć lepszą widoczność. Widziałam jak Lynch razem ze swoją świtą witają się z jakimś przypakowanym kolesiem, po czym biorą od niego małą przezroczystą torebeczkę. Zaraz, zaraz, czy to są narkotyki?
Otworzyłam ze zdziwienia buzię i zakryłam ją dłonią. Byłam strasznie przerażona. Tym bardziej, że po chwili wszyscy zaczęli wciągać biały proszek, widocznie zadowoleni.
Dobra już tam picie, palenie, ale ćpanie?
Kręciłam głową z dezaprobatą. Czy oni nie wiedzą jak siebie samych niszczą? 
Cała już zdrętwiała ostrożnie się podniosłam i zaczęłam się wycofywać. Niestety zaczepiłam o jakiś wystający korzeń i runęłam jak długa na ziemie, łamiąc przy tym z kilkanaście gałęzi. Na pewno to słyszeli. Szybko przeczołgałam się za najbliższe drzewo, podniosłam się i przywarłam do niego. Starałam się unormować oddech, kiedy słyszałam jak ruszyli w tą stronę, przeszukując teren.
- Uwierz mi, że kogoś widziałem - usłyszałam. - To nie mogło być jakieś zwierze.
- Nikogo tu nie ma Malcolm. Chyba za dużo wciągnąłeś - rozległ się basowy śmiech, któregoś z nich.
- To nie jest śmieszne. Jeżeli ktoś nas widział, możemy mieć nieźle przesrane - warknął Lynch. - Zmywamy się - rozkazał, po czym usłyszałam jak się oddalają.
Wypuściłam powietrze, dopiero sobie uświadamiając, że je wstrzymywałam. Odetchnęłam głęboko i ostrożnie skierowałam się z powrotem.
- Gdzie ty byłaś? - zapytała od razu Lena, kiedy usiadłam przy naszym stoliku.
- Ja? Nigdzie.
- Naprawdę? - uniosła brwi do góry, po czym zebrała mi z włosów jeden z listków. - Nowa moda?
- Nie mogłam znaleźć łazienki, więc poszłam do lasu - odpowiedziałam niezgodnie z prawdą, śledząc wzrokiem Lyncha, który właśnie wrócił na scenę.
- Łazienka jest w domu. To chyba logiczne? - zaśmiała się.
- Głuptas ze mnie - przewróciłam oczami, sztucznie chichocząc.
Dobrze, że Lena nic nie podejrzewała.


________________________

No i mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba ;)

Proszę was, nie pospieszajcie mnie z dodawaniem rozdziałów.
Piszę wtedy, kiedy mam na to czas i oczywiście wenę.
Nienawidzę rozdziałów pisanych 'na siłę'
Myślę, że wy też wolicie czytać coś przemyślanego i po prostu lepszego :)

Wasze blogi czytam na bieżąco!
Ale niestety mój komputer się buntuje i nie mogę dodawać komentarzy.
Pouzupełniam wszystko, kiedy dorwę kompa mojej siostry :P

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :)

Pozdrawiam gorąco :*





7 komentarzy:

  1. Wow ;)
    nieżle to wymyśliłaś Ross i narkotyki szok xd
    czekam na next :)
    ~Aga~

    OdpowiedzUsuń
  2. hahhaha super rozdział ale żeby Ross cpał i pił tego jeszcze nie było świetny blog

    OdpowiedzUsuń
  3. What?! Kurcze co ten Rossi odwala?! Wciąga?! czemu>! Osz to niegrzeczny chłopczyk... :d Rozdział świetny, ta impreza.. :D A Lena i Drake.. uuu.. zakochani.. fajnie.. Czekam na next :* :D :) :D :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjny rozdział! Matko nie spodziewałam się tego po Rossie. Narkotyki?! Nieźle..I masz rację lepiej się czyta rozdziały przemyślane..Nie pośpieszam Cię, pisz sobie ładnie w spokoju...Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. ^^ Nie wiedziałam, że Ross może taki być ! Narkotyki? Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała. Zgadzam się z Olivia pisz powoli ale dokładnie. Czekamy na next. <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam od początku całego bloga.... Jest naprawdę nieziemski... Ross jest niegrzeczny.... ćpanie ? Nie spodziewałam się. .. pisz powolutku... <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny blog, oby tak dalej! Masz wielki talent! ^^

    OdpowiedzUsuń