niedziela, 29 grudnia 2013

6. Przyłapani.

Nastała długa przerwa i właśnie zmierzałam w stronę stołówki, kiedy nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę, tak że zostałam zmuszona do wejścia w mroczny korytarzyk, prowadzący do tylnego, wiecznie zamkniętego wyjścia ze szkoły.
- Co do cho... Lynch? - zdziwiłam się, widząc chłopaka jedynie w nikłej poświacie dochodzącej z głównego korytarza.
- Cicho siedź - syknął, rozglądając się, jakby chciał zobaczyć czy nikogo nie ma w pobliżu. No chyba, że właśnie to chciał sprawdzić.
Następnie przeniósł wzrok na mnie.
- Posłuchaj, bo dwa razy nie będę powtarzał - warknął.
Nie powiem, lekko się go wystraszyłam. Cofnęłam się o krok, ale oparłam się tylko o zimną ścianę za sobą.
- Co do soboty, to nic się nie wydarzyło, rozumiesz? Nie gadaliśmy ze sobą. Nie mam za tobą nic wspólnego. Dotarło?
Ach więc to o to chodziło. Duma wielmożnego Lyncha nie pozwala mu na to, aby ktokolwiek się dowiedział, że jak chce, to potrafi być miły. A może chodzi o mnie? No tak, przecież jestem tylko szkolnym odpadkiem i nie mam prawa w ogóle rozmawiać z panem Lynchem jak równy z równym.
- Dotarło? - powtórzył groźnie.
Skinęłam powoli głową, przełykając ślinę. Cassie, gdzie twoja pewność siebie?
W koszu. Razem z umiejętnością postawienia się - podpowiada mi moja podświadomość.
- Fajnie. Zapamiętaj sobie, że nie lubię jak ktoś robi coś wbrew mi i jak tylko ktoś się o czymś dowie, to lądujesz w bagnie, mała - zakończył i wyszedł na główny korytarz, zostawiając mnie ze sprzecznymi uczuciami.
Za kogo ten palant się w ogóle uważa?


~*~

Kiedy wspięłam się na parapet i wyjęłam z plecaka jogurt, przysiadła się do mnie Lena, uśmiechając sie od ucha do ucha.

- Idziemy jutro na zakupy? - zapytała od razu.
- Na zakupy? Po co? - zdziwiłam się.
- No na imprezę. - Kurde, zupełnie o niej zapomniałam.
- Eee, Lena? Ja wcale nie wiem czy chcę tam iść... Nie lubię takich imprez.
- Jak można nie lubić imprez?
Może dlatego, że nie potrafisz się bawić? - znowu moja szczera podświadomość.
- Jakoś tak - wzruszyłam ramionami.
- No weeź. Idziesz i koniec. Musisz iść.
- Niby dlaczego?
- Bo tak - argument na wszystko, ale jakoś mnie nie poruszył. - Prooszę.
- No nie wiem...
- Proszę, proszę, proszę, proszę - Lena już teraz praktycznie siedziała na mnie, wgapiając się tymi swoimi oczami. - Proooooszę. Zgódź się.
- No już dobrze - odepchnęłam ją, śmiejąc się.
- To jutro po szkole?
- A nie możemy pójść w tym co już mamy? Muszą być nowe rzeczy? - popatrzyłam na nią z ukosa.
- Jasne, że muszą być nowe. Zresztą dawno nie byłam na zakupach. No dawaj - dźgnęła mnie palcem w żebra. - Będzie fajnie.
- Nie lubię zakupów.
- To polubisz.
- No dobra - wywróciłam oczami.
- To jutro po szkole? - powtórzyła pytanie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jutro po szkole - przytaknęłam i zabrałam się za jakże absorbujące zajęcie jakim było konsumowanie jogurtu. Ależ byłam głodna.


~*~

Po lekcjach wybiegłam na zalane słońcem podwórko i spacerkiem wspólnie z Leną udałyśmy się w stronę domu. Mijałyśmy wiele sklepów, a Lena praktycznie przy każdej wystawie się zatrzymywała i oznajmiała, którego sklepu na pewno nie możemy jutro opuścić. Patrzyłam na to wszystko z politowaniem, zerkając na zegarek i obliczając, że jeżeli tak dalej pójdzie to spóźnie się do domu conajmniej o godzinę. Ale nie mogłam odmówić jej tej przyjemności.

- Ojej a w tej to ty byś ślicznie wyglądała - zaciągnęła mnie przed szybę i z uśmiechem pokazała morelową sukienkę.
- Nie włożę sukienki.
- A dlaczego nie?
- Nie i koniec - od tego odwrotu nie było. - Nie chodzę w sukienkach.
A w sobotę założyłaś - moja głowa jak zwykle nie śpi.
To się nie liczy.  
Oj liczy.
Wywróciłam oczami sama do siebie.
- Nie to nie - Lena wydęła wargi i z urażeniem podreptała dalej.
Na szczęście do skrzyżowania, na którym się zwykle rozstajemy, minęłyśmy jeszcze tylko 3 odzieżowe sklepy. Pożegnałyśmy się i udałyśmy każda w swoją stronę. Włożyłam słuchawki do uszu i szłam sobie w rytm piosenki Pitbula aż coś co ujrzałam kątem oka nie przykuło mojej uwagi. Przywarłam do ściany na rogu budynku i spojrzałam w zaciemnioną, ślepą uliczkę znajdującą się pomiędzy dwoma blokami. Na masce czyjegoś samochodu siedzieli sobie Lynch, Malcolm i dwóch innych typków, w najlepsze jarając sobie papierosy i popijając piwo.
No pięknie. Przyglądałam się im przez chwilę, ale w końcu stwierdziłam, że to nie moja sprawa i nie mam się czym przejmować. Zresztą czego niby miałam się po nich spodziewać? Moim jedynym problemem było to, żeby przejść obok tego zaułka i nie dać się rozpoznać. Nie chcę, żeby potem straszyli mnie, abym to ja nikomu niczego nie powiedziała. Chociaż może i nie przejmują się takimi jak ja?
Wolałam jednak nie ryzykować, więc cofnęłam się, przeszłam na drugą stronę ulicy i jeszcze założyłam na głowę kaptur.
Czego Ty się debilko tak boisz? - ganiłam w myślach samą siebie. - Trochę więcej odwagi.
Ja i odwaga? Dobre sobie.
Szybko więc ominęłam to miejsce i pognałam do domu. W ciągu pięciu minut byłam już na miejscu.
Ściągnęłam buty i przeszłam do salonu, gdzie zastałam mojego brata w towarzystwie jakiejś panienki. To pewnie ta jego dziewczyna, o której kiedyś wspominał.
- Cassidy to Vanessa, Vanessa to Cassidy, moja młodsza siostra.
Podałyśmy sobie ręce.
- To ja nie będę wam przeszkadzać - oznajmiłam i chwytając talerz z moim obiadem, przeszłam do swojego pokoju.
Co jak co, ale ta dziewczyna mi się nie spodobała. Była idealnie szczupłą brunetką, o ostrym i zniechęcającym spojrzeniu. Obdarowała mnie uśmiechem pełnym jadu i nienawiści. Co ja jej takiego zrobiłam?
David skąd tyś ją wytrzasnął? - jęknęłam.
Ale dobra. Poczekamy, zobaczymy. Może tylko tak mi się zdawało.
OBY tylko mi się wydawało. Inaczej, braciszku, szukasz sobie innej laski - pomyślałam, siadając przy biurku i odpalając laptopa.



__________________________

Aaa przepraszam za ten rozdział, że taki jakiś bylejaki, ale strasznie na szybko pisany.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Następny będzie o wiele dłuższy.
Mam taką nadzieję XD

Oczywiście - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ROSS!




Nasza hot 18 ^.^

Taki żarcik :D

Pozdrawiam gorąco ;*


Ps Zapraszam do zapoznania się z nowymi podstronami tam na górze bloga :)

6 komentarzy:

  1. hej super blog i wgl a co do rozdziału jest świetny jak czytałam poprzednie to po myśli chodził mi jeden tekst Cass do Ross'a powiedxiała skoro tak chcesz sie bawić to załatwimy to po polsku nadal nir moge swietny rozdział i czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski Cudeńko ♥ jak zwykle ale wstawiaj szybciej bo doczekać się nie mogę :D ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Tan blog jest boski ! <3 Nie mam słów, żeby wyrazić swoje zdanie. Piszesz jak profesjonalistka. Ten rozdział jest cudny ! Naprawdę mi się podoba.. :) Coś czuję, że będę tutaj stałym gościem. :D Jak znajdziesz chwilkę to zajrzyj do mnie : http://here-comes-forever-r5-story.blogspot.com/
    Z niecierpliwością czekam na next. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo ale wstawiaj następne ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. super jest ten rozdzialik, biedna Cass, najpierw Ross z nia normalnie gada, a póxniej każe jej to wszystko odkręcać.. :D
    Czekam na next :D
    Super blog :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne ale no wstawiaj następne

    OdpowiedzUsuń