poniedziałek, 23 grudnia 2013

4. Szkolny projekt.

Obudziłam się jeszcze przed dźwiękiem budzika. Przewróciłam się na bok i chwyciłam za komórkę, aby sprawdzić godzinę - 6.30. Jeszcze mogłam sobie spokojnie pospać z pół godziny, ale jakoś nie mogłam już zasnąć. Dzisiaj mijały równo 10 dni odkąd tu przybyłam. Już dawno zdąrzyłam się zaklimatyzować, zapomnieć o Polsce, zdobyć dwoje wspaniałych przyjaciół, no i kilku wrogów. Myślałam, że będzie gorzej, ale jak widać całkiem nieźle się układa. Wyciągnęłam z szafy czerwone dżinsy i biały T-shirt z logiem Nirvany oraz bieliznę. Ubrałam się szybko, poszłam do łazienki, aby się trochę ogarnąć i udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z szafeczki kartonik z czekoladowymi płatkami, nasypałam do miski i zalałam mlekiem.
- Mi też zrób - usłyszałam głos Davida, który właśnie wszedł do kuchni w spodniach od piżamy i z włosami we wszystkie strony świata.
Wyglądał uroczo jak na tak postawnego mężczyznę.
- Już wstałeś? - zdziwiłam się, wyciągając drugą miskę.
- Zorro mnie obudził - oznajmił, zajmując miejsce przy stole.
Zorro był naszym grubym, czarnym kotem. Kiedyś tata kupił mi go na 10 urodziny, ale mama była uczulona, więc musiał zostać u niego.
Postawiłam przed nim miskę, a sama zaczęłam jeść przy blacie. Spojrzałam na zegarek - 7.00.
- I jak tam w szkole, bo chyba jeszcze nie pytałem?
- Znośnie - odparłam z ustami pełnymi jedzenia.
- Nigdy nie może być za dobrze - uśmiechnął się szczerze. - Żadnych narkotyków? Alkoholu?
- Przecież mnie znasz - powiedziałam z udawaną irytacją. - Nigdy bym na to ścierwo nawet nie spojrzała.
- No przecież wiem - zaśmiał się. - Moja grzeczniutka, młodsza siostrunia - parsknął.
- To źle? Jak chcesz to mogę zacząć się szlajać po klubach, zaniedbywać naukę i wracać uchlana w trzy dupy - prychnęłam.
- Przecież tylko żartuję - oznajmił sucho. - Tylko byś mi spróbowała.
- Nie musisz się o mnie martwić, braciszku - poklepałam go po plecach, siadając obok.
- Żadni kolesie też się nie przystawają?
- David - jęknęłam.
- No co? - uniósł brwi do góry. - Rozerwał bym takiego na strzępy.
Wywróciłam teatralnie oczami.
- Przewrażliwiony jesteś.
- Raczej opiekuńczy.
- Aż nadto.
- To źle? - zapytał zdziwiony.
- Nie. Dobrze. Chyba. Idę się spakować - oznajmiłam, wstałam, po czym wróciłam do pokoju.

~*~

Ross wszedł do szkoły w wyjątkowo dobrym humorze. Poprawił kołnierz swojej kraciastej, granatowej koszuli i podszedł do Alice - jego nowej dziewczyny. Złapał ją w tali i złożył namiętny pocałunek na jej czerwonych wargach, po czym przywitał się z Nickiem, Dominicą i Kate, która obrzucała jego nową zdobycz złowrogim spojrzeniem. Chyba pierwszy raz jakąś jego dawna dziewczyna tak długo miała do niego żal. No ale miał to gdzieś.
- Kotku, może skoczymy gdzieś jutro? - zapytała Alice, chwytając Lyncha za ramię.
- Nie ma sprawy - odpowiedział, kolejny raz ją całując. - Wpadnę do ciebie o siódmej.
- Okej - przygryzła jego dolną wargę, mrugnęła zalotnie i odeszła, kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
Ross przejechał dłonią po włosach i lekko zdezorientowany, wszedł do klasy.


~*~

- Dlatego właśnie zrobicie w parach projekty. Ja sama was podzielę - pani Johnson obrzuciła spojrzeniem dwie dziewczyny na końcu, które już trzymały się za ręcę w nadziei, że będą razem. - Każda z par dostanie oddzielny temat. Musicie w końcu coś wiedzieć o tym kraju, prawda? Okej no to teraz dzielę w pary. Malcolm z Clarkson, Edison z Laurence..... Banks z Timson i Lynch z Johnson.
Zaraz, zaraz... ŻE CO PROSZĘ?!
- Prosze pani nie można z kimś innym? - Ross poderwał się z miejsca.
- Nie, panie Lynch. Praca z panią Johnson dobrze panu zrobi.
- Ale..
- Żadnych ale. Nie wszyscy są zadowoleni, ale nie robią problemów.
Siedziałam cicho, nie chcąc się wtrącać. Tak już miałam. Nie lubiłam wchodzić w konflikty.
Lynch opadł na miejsce i spojrzał na mnie.
- No to teraz spędzimy ze sobą trochę więcej czasu - odezwał się, uśmiechając się do mnie szarmancko.
- Szaleje z radości - prychnęłam i usłyszałam dźwięk dzwonka.
Lynch podniósł się i wyszedł z klasy. Poderwałam się i szybko go dogoniłam.
- Nie lubimy się, ale musimy się na kiedyś umówić, nie sądzisz? - zapytałam.
Zatrzymał się i spojrzał się na mnie z rozbawieniem.
- Już chcesz mnie zapraszać na randkę? - zaśmiał się.
- Na projekt, idioto - syknęłam. - Nie chcę dostać przez takiego debila dwói.
- Spokojnie, mała. Przyjdź do mnie w sobotę o czwartej - oznajmił i puścił do mnie oczko, po czym odszedł w stronę jakiejś dziewczyny, rzucając jeszcze swój adres.
Przecież wcale się nie zgodziłam. Ugh. Wkurzał mnie coraz bardziej. Obróciłam się na pięcie, niefortunnie wpadając na panią Martinez.
- O Cassie, dziecinko - zaczęła. - Przepraszam, że upchnęłam cię z tym chłopakiem, ale nie miałam wyboru. Chciałam dla niego jak najlepiej. Po prostu nie idzie mu za dobrze, a ty jesteś jak na razie jedną z moich najlepszych uczennic. Tylko nie pozwól sobie wszystkiego za niego robić. Liczę na ciebie, a może twoja ocena na koniec pójdzie nieco w górę - mrugnęła do mnie, wyminęła mnie i poszła w swoją stronę.
Zobaczyłam w oddali Lenę i szybko do niej podbiegłam.
- Muszę zrobić projekt z Lynchem. Czy mogło być gorzej? - opadłam obok niej, siadając na parapecie.
Lena prawie opluła się ciastkiem, który właśnie żuła.
- Z Lynchem?!
- Tak. Z Lynchem.
Patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Tylko nie waż się leźć do niego do domu.
- Za późno. Już się umówiliśmy właśnie u niego - oparłam się plecami o zimne okno i chwyciłam jedno z ciastek, które trzymała Lena. - To źle?
- Jeszcze staniesz się taka jak on.
- To tylko projekt. Nie dramatyzuj - powiedziałam.
- Co za projekt? - zapytał Drake, który się nagle obok nas pojawił.
- Cassie musi zrobić projekt z Lynchem. Spotykają się u niego - oznajmiła Lena.
- Uuu. Zaczyna się od zaproszenia na projekt do domu, a kończy się nieplanowaną ciążą - zachichotał Drake, również zabierając jedno ciastko.
- Zboczeniec - dźgnęłam go w żebra.
- Ja tam nie wiem - uniósł ręcę na wysokość głowy. - Lynch i Malcolm podrywając każdą dziewczynę, która im się napatoczy. Lepiej na niego uważaj, bo owinie sobie ciebie wokół palca.
- Dzięki, że mnie tak postrzegasz. Kochany jesteś - prychnęłam.
- Ja cię tylko ostrzegam - wzruszył ramionami. - Muszę już lecieć - oznajmił, chwytając jeszcze jedno ciastko, dostając po łapach od Leny i odchodząc.
- Myślę, że Drake ma rację - odezwała się nagle.
- No nie wierzę. Wszyscy jesteście przewrażliwieni-  wywróciłam teatralnie oczami.
- Jak uważasz - wzruszyła ramionami identycznie jak Drake.
- To tylko jeden, mały, szkolny projekt - powiedziałam juz lekko zezłoszczona, zeskoczyłam z parapetu i odeszłam w stronę  klasy.
Ja, Lena i Nelly ustanęłyśmy w kolejce po lunch. Szybko zakolegowałyśmy się i teraz stworzyła się z nas taka mała paczka, w składzie - Ja, Nelly, Lena no i oczywiście Drake. Nałożyłam sobie makaron z jakimś pomarańczowym sosem oraz kartonik z sokiem jabłkowym i ruszyłam w stronę stolików.
- To dzisiejsze żarcie nie jest takie złe - odezwała się Nelly. - Nawet da się przełknąć.
- Mówi to ktoś, kto nałożył sobie dwa jabłka i soczek - prychnęła Lena.
Odwróciłam się, chcąc spojrzeć na dziewczyny, kiedy wpadłam na kogoś, a cała zawartość mojej tacki znalazła się na mojej białej koszulce. No już nie takiej białej...
Lynch.
- No i znowu na siebie wpadamy - parsknął.
- Jakbyś patrzył jak leziesz, to może omineły by nas te przyjemności - odgryzłam się, próbując pozbyć się z siebie sosu.
- Przynajmniej zmusi cię do zmienienia tych ubrań - zaświrgotała plastikowa dziewczyna, wisząca mu na ramieniu.
Zmierzyłam ją wzrokiem od stóp do głów. Miała na sobie idealnie przylegającą do ciała różowo-czarną sukienkę, utlenione, zniszczone nadmiernym prostowaniem włosy, a na twarz wrzuciła jakąś tonę makijażu. Boże, widzisz i nie grzmisz.
- Ty lepiej popatrz na siebie, laluniu - wtrąciła Lena. - Tyle sztuczności w jednym miejscu to ja chyba w życiu nie widziałam.
Zauważyłam jak Lynch uśmiechnął się ledwie widocznie pod nosem.
- Kotku, one mnie obrażają. Zrób coś z tym - przywołała go do porządku blondynka.
- Skarbie, one ci po prostu zazdroszczą. Zignoruj je - oznajmił, obejmując ją w tali. - Smacznego - zaśmiał się, obrzucając moją koszulkę spojrzeniem, wyminął nas łukiem i odszedł w swoją stronę.
- Mam w szafce dodatkową bluzkę. Chcesz się przebrać? - zapytała Nelly, odstawiając na bok tackę.
- Będę wdzięczna - oznajmiłam, starając się pozbyć plamy serwetką.
Nelly odeszła, aby przynieść mi ubranie.
- Było wywalić to na tę jej plastikową mordę - Lena pomachała mi papierowym kubkiem z colą przed nosem. - Co z tobą? Ten pajac wywala na ciebie całe twoje żarcie, a ty go jedziesz jedną odzywką? Mogłaś mu dowalić.
- Sorry, że nie jestem taka odważna i pewna siebie jak ty - prychnęłam.
- Właśnie, że jesteś. Już nie raz dowalałaś tym panienkom, więc nie rozumiem ani tej akcji teraz, ani tej parę dni temu na korytarzu.
- To nie to samo.
- A czym się niby różni taki Lynch? - uniosła brwi do góry ze zdziwieniem.
- Posłuchaj i zrozum, że ciężko jest nagle zmienić zdanie o kimś, o kim myślało się, że jest całkiem spoko gościem i kogo za wszelką cenę chciała tobie przypodobać twoja najlepsza przyjaciółka. Przecież zadręczała mnie Lynchem na prawo i lewo. Bez przerwy słuchała jego piosenek i razem oglądałyśmy jego serial, rozprawiając o tym, jak fajnie by było mieć takiego chłopaka. Słodkiego i przystojnego. To wcale nie jest takie proste. To tak jakbym ci nagle powiedziała, że twój idol... Kto jest twoim idolem? - zapytałam, przerywając.
- Justin Timberlake.
- ... jakbym ci nagle powiedziała, że twój idol, Timberlake, jest tak na prawdę kobietą - zakończyłam swoją długą wypowiedź.
- To chyba nienajlepsze porównanie - zaśmiała się.
- Oj, wiesz o co mi chodzi.
- Lynch był twoim idolem? - zdziwiła się.
- Nie, ale go lubiłam - przyznałam się. - Pozory jednak mylą i już to wiem.
- To dobrze, bo nie wiem czy mogłybyśmy się kumplować, gdybyś uganiała się za nim jak te napalone idiotki.
- W głowie to mi się jeszcze nie poprzewracało - zaśmiałam się.
- Jeszcze - zwróciła uwagę na moje słowo.
- Głupia jesteś - rzuciłam w nią kawałkiem makaronu z mojej bluzki. - Ale i tak cię kocham - uśmiechnęłam się i przytuliłam ją.
- Może i mnie kochasz, ale się odsuń nie chcę mieć tego również na sobie.
- Sorry - odskoczyłam szybko,  po czym obie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.


___________________
Tak bardzo was przepraszam za tak długą nieobecność!
Jednak w tym roku nauki muszę się poważnie wziąć za siebie i za moje oceny. 
Egzaminy niedługo. Boże dopomóż.
Ale teraz jest wolne i szkołę odstawiamy na drugi plan :)
Obiecuję dodawać częściej (jeżeli oczywiście moja wena na to pozwoli)
Za to na górze nie odpowiadam! Co to w ogóle jest -.- Wstydzę się tego.

Teraz też będę nadrabiać i zaczynać nowe blogi.
Tak więc zapraszam was do nowej zakładki tam na górze 
Nie lubię spamienia i zostawiania komentarzy tylko po to, żeby zareklamować swojego bloga. Chyba nikt tego nie lubi :)

Ale się rozpisałam xD
Przepraszam was tylko jeszcze za błędy 
i proszę o pozostawienie po sobie komentarza :3

Pozdrawiam :*

3 komentarze:

  1. Rewelacyjny rozdział! Tak się cieszę, że nareszcie dodałaś :) Piszesz świetnie. Jak profesionalistka! Chętnie zajrzę na te blogi :D
    Czekam z niecierpliwością na next :D
    I Jakbyś miała ochotę to wpadnij do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał...Ten blog zaburza moje pojęcie na temat Ross'a :p

    OdpowiedzUsuń