niedziela, 10 listopada 2013

2. Pierwszy dzień.

Pierwszy dzień szkoły. Stres na maksa.
Równo o 7.45 zajechałam przed szkolny budynek.
- Powodzenia - rzucił jeszcze brat, kiedy wysiadałam z samochodu.
- Przyda mi się - odparłam, zatrzaskują drzwiczki.
Odwróciłam się w stronę wejścia, przełykając głośno ślinę i poprawiając plecak na lewym ramieniu.
Pierwsze co zrobiłam to udałam się do sekretariatu, do którego o dziwo sama trafiłam. Może dlatego, że był od razu przy wejściu? No ale dobra, mniejsza z tym. Pani sekretarka wręczyła mi mój plan lekcji oraz plan całej szkoły, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Kiedy tylko wyszłam z tego pokoju, studiując oba plany, spotkałam się z Leną, niefortunnie na nią wpadając.
- Ciesz się, że to ja i że ci wybaczę - zaśmiała się, przytulając mnie na powitanie.
- Przepraszam, ale patrzyłam na plan no.
- Pokaż co tam masz - zabrała mi kartkę i przez chwilę się jej przyglądała. - Hmm... mamy razem angielski i chemię. Czyli widzimy się na lekcjach codziennie - uśmiechnęła się.
- To fajnie - odebrałam ode niej plan i w tym samym czasie rozległ się dźwięk dzwonka.
- Lecę, bo mam na 2 piętrze. Spotkajmy się tu na długiej przerwie - rzuciła, po czym odbiegła w stronę schodów.
Podreptałam do odpowiedniej klasy, gdzie miałam zacząć dzień lekcją fizyki. No cóż powiem. Nienajlepszy początek.
Lekcje mijały mi dosyć wolno i tylko przez cały czas siedziałam z głową zwróconą w stronę zegara. Wskazówki chyba postanowiły mi robić na złość i przesuwać się cztery razy wolniej. Złośliwość rzeczy martwych. Więc kiedy tylko usłyszałam dzwonek ogłaszający koniec historii, wyszłam z klasy jako pierwsza i udałam się pod wyznaczone przez Lenę miejsce. Dziewczyna stała już tam, rozprawiając z jakimś nieznanym mi chłopakiem.
- O Cassie – pomachała, kiedy tylko mnie ujrzała.
- Hej – rzuciłam.
- Cassie, to jest Drake. Drake, to jest Cassidy – podaliśmy sobie ręce.
Drake był dosyć wysokim chłopakiem o ciemnej karnacji, brązowych włosach i oczach tego samego koloru. Wydawał się całkiem przystojny.
- Miło mi poznać – uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
- Dobra chodźmy na lunch, bo zaraz zwariuję z głodu – Lena złapała mnie za rękę i pociągnęła najprawdopodobniej w stronę stołówki. Drake nie mógł za nami nadążyć.
Ustałyśmy w kolejce po jedzenie, która ciągnęła się w nieskończoność .
- A widzisz tę blondynę? – kontynuowała, pokazując mi niektóre osoby ze szkoły, które w jakimś sposób się wyróżniały.
- Yhym – potwierdziłam.
- To Kate, a obok niej siedzą Dominica i Patricia. Uważane za najlepsze laski w całej budzie. Najbogatsze, najładniejsze, najbardziej sztuczne i puste – podsumowała.
- A tobie Drake się podobają? – zapytałam chłopaka.
- No niezłe są, ale nigdy bym się z takim plastikiem nie umówił – odpowiedział.
- No i dobrze, przynajmniej jeden normalny – Lena poklepała przyjaciela po plecach i sięgnęła po tackę. – Bo wszyscy inni to tępi…
- A tamci to kto? – przerwałam jej, wskazując na grupkę chłopaków wchodzących na stołówkę, a najbardziej na dwóch, którzy wysunęli się na przód – szatyna i blondyna. Pierwszy miał na sobie sportowy niebiesko-biały strój.  Drugi ubrany był w ciemne dżinsy, biały t-shirt i skórzaną bluzę, a na nos założył okulary przeciwsłoneczne. – Słońce mu za bardzo przygrzało? – prychnęłam.
- Ten na sportowo to kapitan naszej drużyny futbolowej – oznajmiła. – A ten drugi to najbardziej wredny, chamski, myślący, że świat kręci się wokół niego…
- On wygląda jak…- zaczęłam, kiedy blondyn zdjął okulary i zawiesił je sobie na koszulce.
- Ross Lynch – dokończyła. – Tak. To właśnie on – powiedziała z kpiną. – Niech cię nie zwiedzie jego rola słodkiego, miłego i uroczego Austina z serialu. To najbardziej wredny, chamski, myślący…
- Dobra, nie powtarzaj się – wtrącił Drake. – W sumie to oni obaj są tacy sami.
- Nienawidzę ich obu.
- A mam ci przypomnieć jak…
- Zamknij się – warknęła, a ja nie miałam pojęcia co ją tak rozdrażniło. – Doskonale pamiętam i chciałabym zapomnieć.
Kiedy każdy wziął już swoją porcję, Drake udał się do grupki swoich kolegów, a my z Leną przysiadłyśmy się do pierwszego, lepszego stolika. Przez cały czas przyglądałam się Rossowi i nie mogłam pojąć, jak to możliwe, że idol tylu nastolatek może być taki jak opowiadała Lena. Przecież widziałam jeszcze w Polsce zapowiedź filmu z nim w roli głównej, obejrzałam kilka wywiadów, a koleżanka pokazała mi kilka piosenek jego zespołu. Zaraz jak mu tam? R5? Tak, chyba tak. Nie to, że byłam jakąś jego ogromną fanką, ale rola w serialu Austina&Ally naprawdę mi się podobała. On sam wydawał mi się bardzo spoko. Lecz pozory czasem mylą, nieprawda?
- O co chodziło wam wtedy z Drakiem? – spojrzałam na Lenę, pytającym wzrokiem.
- O nic – bąknęła, grzebiąc widelcem w talerzu.
- No powiedz – zachęcałam ją. – Przecież nikomu nie powiem. Nawet nie mam komu.
- Nic nie muszę ci mówić. Znamy się dopiero jedną dobę – syknęła.
Widać było, że chciała unikać tego tematu jak ognia.
Ale nie powiem, zabolało.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami i przez jakiś czas nie odzywałyśmy się do siebie.
Popijałam sobie soczek z kartonika, nie mając najmniejszego zamiaru ruszać dzisiejszego jedzenia, bo wcale mi to na żarcie nie wyglądało. Przyglądałam się owym trzem dziewczynom, o których wcześniej wspominała Lena. Jedna z nich siedziała na kolanach Nicka, wpijając się zażarcie w jego usta. Obrzydlistwo. Wyglądało jakby miała go zamiar wessać do środka.
- Chodziłam kiedyś z Nickiem przez całą ósmą klasę podstawówki – wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Leny i szybko przeniosłam na nią wzrok, widząc, że wpatruje się w to samo miejsce co ja wcześniej - aż w połowie drugiej, kiedy ja byłam wtedy w pierwszej, dostał się do pierwszego składu drużyny oraz zaprzyjaźnił się z nowo przybyłym Lynchem. Zerwał ze mną dla innej. Jestem w stu procentach pewna, że to blondas powiedział mu, że przyszły kapitan nie może być z kimś takim jak ja i lepiej się wziąć za kogoś takiego jak Patricia – wypowiedziała to ostatnie imię z widocznym wstrętem.
- Nie to ty nie byłaś jego warta. Nie zasługiwał na kogoś takiego jak ty. Bardziej pasował do niego pusty plastik – zakpiłam.
- Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłam.
- Nie możesz się nim przejmować. Jesteś od niego tysiąc, albo nie – nieskończoność razy lepsza.
Lena uśmiechnęła się nikle pod nosem.
- Przepraszam cię za to co wcześniej powiedziałam. Mimo, że znamy się dopiero niedługo, czuję, że w końcu mam prawdziwą koleżankę, której wcześniej nie miałam – spojrzała na mnie.
- Przyjaciółkę – poprawiłam ją, uśmiechając się.
- Przyjaciółkę – przytaknęła, odwzajemniając uśmiech. – Najlepszą na świecie.

6 komentarzy:

  1. Ciekawe, ciekawe... ;> Ciekawe co będzie dalej z losami bohaterów opowiadania! Rozdział genialny *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjny rozdział! Czekam na następny :) I zapraszam do mnie - jest już nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu ideał ja chcę więcej.. och ten Ross niegrzeczny.. So sweet Pięknie.. twój blog po prostu ideał taki ciekawy po prostu uuu aż się chce czytać..

    OdpowiedzUsuń
  4. super historia!
    mega mnie wciągneła <3
    zapraszam do siebie!
    http://kim-jack-one-shot.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham kocham i jeszcze raz kocham ten rozdział i bloga!!!! Jest boski..Heh niegrzeczny Ross...:)
    Z niecierpliwością czekam na next ;*

    Zapraszam do mnie
    http://bonfire-heart-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń