poniedziałek, 12 maja 2014

17. I tried to be chill but you're so hot that I melted.

To już chyba stało się naszą tradycją, że w każdy piątek po lekcjach odwiedzamy "Tropicanę", aby miło rozpocząć nadchodzący weekend. Z resztą robiła tak większość szkoły. Tak więcej w te popołudnia klientów na pewno im nie brakowało, z czego mój brat był widocznie zadowolony.
- To co zwykle? - zapytał, kiedy we czwórkę (ja, Drake, Lena oraz Travis) podeszliśmy i zasiedliśmy przy barze.
Przytaknęliśmy.
Lena zapoznała nas z Travisem jakiś tydzień temu. Czy go polubiłam? Raczej tak. Był dla mnie miły i ogólnie taki dżentelmeński. Fajny gość.
Chociaż Drake'owi chyba nie przypadł do gustu. Przynajmniej tak wynikało z moich obserwacji. Jednak co mu się dziwić. W końcu lubił Lenę. Nawet bardzo lubił.
- Ej, mała, co jest? - Travis dźgnął mnie łokciem  w żebra.
Czy ja naprawdę jestem taka zła w ukrywaniu swojego humoru?
- Zmęczona po prostu jestem - posłałam mu uśmiech.
- Na pewno? - uniósł brwi ku górze. - O wiele ładniej ci z wiecznym uśmiechem. Nie to, że tak nie jesteś ładna czy coś.
- Na pewno - odpowiedziałam krótko.
- Daj jej spokój - wtrącił Drake siedzący po mojej drugiej stronie.
Travis obdarzył go groźnym spojrzeniem. Ja zresztą również.  Nie powinien w taki sposób okazywać swoich negatywnych emocji. To nie było miłe.
Kiedy Travis i Lena poszli już sobie, zapytałam:
- Dlaczego tak się zachowujesz?
- Niby jak? - odpowiedział, udając zdezorientowanego.
- Wiem, że jesteś przeciwny ich związkowi, no ale popatrz tylko, jaka Lena jest szczęśliwa. Nie mógłbyś zwyczajnie udawać?
- Ten koleś mi się nie podoba.
- No jasne, że ci się nie podoba - wyrzuciłam ręce w teatralnym geście.
- Nie widzisz, że on do ciebie zarywa? - wypalił, a ja zmarszczyłam ze zdziwieniem brwi. - Oczywiście, że nie widzisz.
- O czym ty w ogóle...
- Cassie, ty chyba też nie chcesz pozwolić, aby w jakikolwiek sposób zranił Lenę, prawda?
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
- To, że ten pajac nie zważając na nią, wyrywa sobie inną, a może i inne...
- Drake!
- Przestań być ślepa i rozejrzyj się. Nie widzisz tego? Te wieczne komplementy, otwieranie drzwi i przepuszczania w nich, te słodzenie... niedobrze się robi.
- Jest miły i jest dżentelmenem. Mógłbyś się od niego uczyć - oznajmiłam, po czym zostałam obdarzona wrogim spojrzeniem.
- Uczyć? - prychnął. - Oczywiście...
- Jesteś mściwy.
- Po prostu mówię, co widzę. Nie chcesz, nie wierz. Potem zobaczymy efekty.
- Jakie efekty? Co ty wygadujesz, Drake?
- Ehh... - westchnął zrezygnowany.
- Dlaczego po prostu nie chcesz cieszyć się szczęściem Leny? - zapytałam.
- Bo nie chcę, żeby ten palant ją skrzywdził, a pod drodze możliwe, że jeszcze ciebie.
- Mnie?
- Wpadłaś mu w oko. Mówię przecież. Jestem facetem. Uwierz, że umiem rozpoznać, kiedy inny facet leci na jakąś laskę.
- Travis na mnie nie leci. Ja nie...
- Cześć - ktoś mi przerwał, odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Nelly z Chad'em u boku.
- Cześć - odpowiedzieliśmy, a ja cieszyłam się, że możemy już przerwać tę idiotyczną rozmowę.

~*~

- I co? Opuszczasz nas już tak na zawsze? - do pokoju Ross'a wszedł Rocky i rozwalił się na łóżku tuż obok wielkiej walizki, w którą blondyn niechlujnie wrzucał swoją odzież.
- Po prostu się wyprowadzam - odpowiedział łagodnie.
Z Rocky'm chyba jako jedynym z rodzeństwa dogadywał się bez najmniejszego zarzutu. Może spowodowane to było podobnymi charakterami braci? A może po prostu Rocky nigdy nie siedział Ross'owi na głowie i nigdy go w niczym nie pouczał? Sam nie był w końcu najświętszy/ W każdym razie oboje żyli ze sobą w nienagannym kontakcie.
- Jako pierwszy się stąd wyrwę. Zazdrościsz, nie? - prychnął Ross.
- Jakbym tylko chciał, już by mnie tu nie było, młody - oznajmił, chwytając za gumową piłeczkę i rzucając nią o ścianę. - Sęk w tym, że życie na własną rękę nie zawsze jest banałem.
- Zaryzykuję - stwierdził.
- To normalne, że pragniesz wolności, ale zobaczysz, że niedługo zatęsknisz.
- Gadasz prawie jak Riker. Chyba spędzasz z nim za dużo czasu.
- Mówię jak jest - wzruszył ramionami.
- Weźcie się wszyscy odczepcie. Moje życie, moje decyzje, okej? Nie mam zamiaru tu dłużej zostać.
- Gadałeś z rodzicami?
- Sami mi kupili ten dom. Po co mam do niech dzwonić? I tak pewnie Rydel już to dawno zrobiła.
- Kupili. Kilka lat temu. Na przyszłość.
- No popatrz. Moja przyszłość właśnie nadeszła. Odłóż do cholery tę piłkę - wtrącił ze złością. - Wkurza mnie.
- Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz.
- Wiem doskonale. Jeżeli chodzi ci o to, czy nie zrujnuję sobie mojej i waszej kariery, to wiedz, że nie mam tego zamiaru. Nie zapomnę o zespole, ok?
- To powinno być twoją najważniejszą sprawą z życiu. Długo na nią pracowałeś.
- Że kariera? Wiem to. Ale jest też wiele innych ważnych rzeczy.
- Imprezy i laski? - prychnął brunet.
Blondyn zgromił go spojrzeniem.
- Możesz już sobie iść? Mam wrażenie jakby przemawiał przez ciebie nasz święty Rikeruś.
Rocky podniósł się z łóżka.
- Po prostu fajnie by było, jakbyś czasem zastanowił się na sensem swojego życia i tym, co ty z nim wyprawiasz - zakończył, po czym opuścił pokój Ross'a.
- A wy moglibyście w końcu przestać się wtrącać - dodał, kiedy brunet był już za drzwiami i raczej nikt oprócz niego tego nie usłyszał.

~*~

- I jak? - Riker zatrzymał Rockiego na schodach.
- Nic. Wyprowadza się i raczej nic mu do rozumu nie przemówi.
- Tu nawet nie chodzi o tą wyprowadzkę. Ehh... - westchnął.
- 2 dychy, poproszę - brunet wyciągnął rękę do brata.
- Przecież nic nie zdziałałeś.
- Nie było umowy, że mam coś zdziałaś, tylko, że miałem mu to powiedzieć - oznajmił, trzymając nadal wyciągniętą rękę.
Blondyn patrzył przez chwilę na brata z przymróżonymi oczami, by po chwili sięgnąć do kieszeni, wyciągnąć z niej banknot i położyć na jego dłoni.
- Miło się z tobą robi interesy - zacmokał Rocky, po czym z tryumfem udał się w swoją stronę.

~*~

- Nie idziesz do domu? - zapytała Lena, kiedy po ostatniej lekcji, jaką była nasza wspólna chemia, wyszłyśmy z klasy, a ja skierowałam się w  zupełnie odwrotną stronę niż do wyjścia.
- Nie, ja... ja tylko... - zaczęłam się jąkać. Nie byłam pewna, czy mogę jej powiedzieć, że wybieram się na zaległą odsiadkę w kozie. Zaraz zaczęłyby się zbędne pytania, a ja nie miałam za wielkiej ochoty zdradzać szczegółów.
Lena zmarszczyła brwi.
- Emm... - kontynuowałam moją odpowiedź, która chyba tylko coraz bardziej mnie pogrążała. - Pani Martinez prosiła mnie, żebym zaszła do niej po lekcjach - wypaliłam.
- A w jakiej sprawie, jeśli można wiedzieć? - założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- A nie mam pojęcie. Nie czekaj na mnie - odpowiedziałam chyba trochę zbyt szybko i tak samo szybko ruszyłam w stronę wyznaczonej klasy, odprowadzana wzrokiem przyjaciółki.
Kiedy dotarłam na miejsce, zapukałam do drzwi i weszłam, zorientowałam się, że nikogo oprócz nauczycielki nie było w środku.
- Usiądź i zachowuj się cicho - rozkazała mi, wskazując na ławki.
Usiadłam w najdalszym kącie pod ścianą i tuż po chwili do sali wszedł Ross. Ogarnął wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując je przez chwilę na mnie.
- Taa, Pan Lynch. Czemu mnie to nie dziwi? Proszę siadać - zwróciła się do niego nauczycielka, po czym blondyn skierował się na drugi koniec klasy, aby zająć miejsce chyba jak najdalej ode mnie. Prychnęłam pod nosem, ale on to chyba usłyszał, bo spojrzał się na mnie ponownie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Siedzieliśmy tak przez jedyne 5 minut, kiedy Pani Gareth wstała i oznajmiając, że wychodzi do łazienki, opuściła klasę, zakazując nam jakiegokolwiek wychodzenia. Czyli wszystko wskazywało na to, że zostajemy sami. Czy nikt inny nie mógł czegoś dzisiaj nabroić?
- Zawsze tak robi. Wraca dopiero na koniec - głos Ross'a przyprawił mnie prawie o mini zawał serca. No dobra, może nie aż tak bardzo. Ale no, wystraszył mnie.
Podniosłam wzrok na niego.
- Chyba często tu bywasz - wybąkałam.
- Zdarza się - uśmiechnął się szelmowsko.
I znowu zapadło jakieś kilkuminutowe milczenie. Wpatrywałam się tępo w swoje tenisówki, czując ciężar tej niezręcznej sytuacji. Chciałam coś powiedzieć. Jakoś nawiązać rozmowę. Nie wiedziałam tylko jak.
- Ross? - mruknęłam.
- Co, Johnson? - odpowiedział jakby od niechcenia.
- Wytłumacz mi, dlaczego znowu to robisz? - zapytałam.
- Nie wiem o co ci chodzi, Johnson - odparł, prawie sycząc.
- No jasne, że nie wiesz - prychnęłam i wywróciłam oczami. - Nigdy nie wiesz.
- Może mi łaskawie wyjaśnisz? - rzucił zgryźliwie.
- Zachowujesz się jak dziecko - żachnęłam się.
- No ja nie wiem, kto tu się zachowuje jak dziecko - odgryzł się. - Postawiłbym na kogoś, kto boi się swoich uczyć, hm? Kto to taki może być? Jak sądzisz? - oparł się łokciem o oparci krzesła i wbił we mnie swoje spojrzenie.
Ciskaliśmy się wyimaginowanymi piorunami z oczu przez następne kilka sekund.
- Ja bym raczej postawiła na kogoś, kto zyskując kosza, chyba pierwszy raz w swoim życiu, obraża się i totalnie ją olewa! - puściły mi nerwy.
Ross się zaśmiał.
- Wesoło ci, Lynch? - warknęłam.
- Kiedyś taka niewinna, teraz może wydrapać ci oczy - oznajmił, nie przestając się głupio śmiać.
- Skrywam wiele niespodzianek, panie Lynch - prychnęłam.
- Skrywasz chyba nie tylko te swoje niespodzianki, panno Johnson - odparł złośliwie.
- Masz zamiar być taki do końca życia?
- Jaki?
- Taki no... ugh... lynchowaty - wypaliłam.
- Lynchowaty? - widać było, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
- Tak. Lynchowaty. Pragniesz skomentować? - rzuciłam wyzywająco.
- Skąd w tobie tyle jadu? - zaśmiał się.
- Ty to powodujesz.
- Powoduje, że jesteś niegrzeczną dziewczynką? Hmm... fajnie - rozmarzył się.
- Ross!
- Dobra, Johnson, umowa jest taka...
- Jaka znowu umowa? - przerwałam mu zdezorientowana.
- Słuchaj mnie. Oboje zapominamy o tym, co było wcześniej. Doskonale, wiesz o czym - dodał, kiedy już otwierałam buzię, aby coś powiedzieć. - I oboje żyjemy w zgodzie. Nie wtrącając się sobie wzajemnie w życie. Stoi?
- I ty po tym, co mi powiedziałeś, tak po prostu każesz mi o tym zapomnieć?
- To była pomyłka.
- Pomyłka? Czyli, że ja byłam tylko pomyłką? - czułam, jak w gardle zbierała mi się denerwująca gula.
- To był dziwny czas. Myliłem się, okej? Wszystko co mówiłem było nieprawdą.
- Nieprawdą? - powtarzałam pod nosem niesłyszalnie.
- Stoi?
- Wiesz co, Ross? Jesteś zwykłym... zwykłym chamem - oznajmiłam ze wstrętem.
Blondyn się chwilę nad czymś zastanowił, po czym wstał i zaczął iść w moją stronę.
- Kim jestem? - zapytał.
- Chamem - odpowiedziałam zdziwiona.
- Możesz powtórzyć? - oparł się buńczucznie o moją ławkę. - Bo chyba niedosłyszałem.
- Jesteś...
- No dalej - zaczął się do mnie przysuwać, aż poczułam jego oddech na sobie. - Kim? - rzucił, patrząc mi z grozą w oczy.
Zebrałam się w sobie i też się do niego przysunęłam. Nie bałam się go. Już nie.
- Cha-mem - szepnęłam mu w twarz. - I mściwym dzieckiem, który nie umie się pogodzić z odrzuceniem.
Wyraz jego twarzy w tamtym momencie, to coś co chciałabym zapamiętać do końca życia. O tak. Nadchodziły czasy nowej Cassidy.
- Ach tak? - rzucił, odsuwając się. Nie wiem, czy był zły. W każdym razie tego nie okazywał. - Nie wiem skąd w tobie tyle odwagi, Johnson. Uważaj tylko, żeby nie wejść na grząski grunt, bo to nie skończy się dla ciebie dobrze.
Czy powinnam się wtedy bać? Może i tak, ale nawet taki zły był niezwykle pociągający. I co ja poradzę, że działał na mnie w taki sposób?
- Ile jeszcze? Już mi wystarczy tego przebywania z tobą - jęknął, opadając na najbliższe krzesło.
- Chciałabym ci przypomnieć, że siedzimy tutaj tylko i wyłącznie przez ciebie.
- A ja chciałbym ci przypomnieć, że nic by się nie stało, gdybyś z taką premedytacją nie wpadła mi wtedy w ramiona i nie zaczęła wyśpiewywać swoich uczuć do mnie - oznajmił, jakby to była najzwyklejsza prawda.
Otworzyłam buzię w wyrazie oburzenia.
- Że co proszę? Przecież to nieprawda!
- Tak sobie teraz wmawiaj, Johnson.
- Ugh... zwykły palant z ciebie.
- To już nie cham? - zaśmiał się.
- Cham, palant i świnia dodatkowo. Wiesz, taka lynchowa - oznajmiłam stanowczo.
Ross znowu wyglądał, jakby ledwo powstrzymywał się od eksplozji śmiechu.
- Śmieszysz mnie.
- Super - oparłam urażonym tonem, założyłam ręce na torsie i zrobiłam obrażoną minę.
- Jesteście wolni - rozmowę przerwała nam Pani Gareth wpadająca do klasy. - Do widzenia - rzuciła i ponownie wybiegła.
- Na razie, Johnson - pożegnał się, ale mu nie odpowiedziałam. Wkurzyłam się. - Wyglądasz naprawdę słodko, jak się tak fochasz - puścił do mnie oczko, po czym szybko wyszedł z sali.
I dobrze, bo w tym momencie moje policzki zapłonęły kompletnie buraczaną czerwienią.
  

5 komentarzy:

  1. Blondyn patrzył przez chwilę na brata z przymróżonymi oczami, by po chwili sięgnąć do kieszeni, wyciągnąć z niej banknot i położyć na jego dłoni.
    - Miło się z tobą robi interesy - zacmokał Rocky, po czym z tryumfem udał się w swoją stronę.

    Mój ulubiony fragment. Rozdział jak zawsze genialny <3 Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze nie ma polskich znakow, ale jestem na telefonie.
    Rozdzial jak zwykle wciaga niczym czarna dziura; po prostu nie mozna oderwac się od lektrury. Twoj styl pisania, jak i umiejetnosc oddawania wspaniale uczuc bohaterow sa niesamowite. Z niklej,niepozornej sytuacji potrafisz zrobic ekscytujaca opowiesc. Nawet w tkzw. "Rozdzialach przejsciowych", w ktorych rzekomo nic się nie dzieje, mozna znalezc TYLE radosci...
    No i bardzo wazne: to, jak kreujesz postacie. Wymyslilas calkowicie nowa, zmienna twarz Ross'a. Twoja glowna bohaterka nie jest glupia niunia, piszczaca i nie potrafiaca wydac z siebie glosu przy chlopaku. Umie zawalczyc o swoje i zripostowac wypowiedzi Lynch'a. Nie odejmuje jej to jednak typowego dziewczecego uroku, co również rokuje na plus.
    Mam nadzieje, ze rozwiniesz te powiesc, uskrzydlisz ja i pozwolic polecec. Czytam twojego bloga glownie dlatego. Ze jestes ORYGINALNA. Unikasz wytartych schematow i nie jest to żadna typowa haremowka. Czapki z glow. Napisz szybko nowy rozdzial, w wolnej chwili mozesz przeczytac moje wypociny na: www.rest-in-your-arms-ross-lynch.blogspot.com. Pozdrawiam

    Jane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno,dziewczyno,dziewczyno,KOBIETO!! piszesz nie ziemsko nie tylko ja Ci to powiem ale WSZYSCY Ci to powiedzą,brak słów normalnie nie wiem co mam Ci napisać aby pasowało do tego rozdziału no jest IDEALNY!!! WSPANIAŁY!!! GENIALNY!! no i nwm co jeszcze piszesz genialnie aż chce sie żyć! :* nie umiem pisać litani więc się nie rozpiszę czekam nn i zapraszam do mnie http://crazzystory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty czekam na nexta xd :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa! Świetny, genialny, boski, idealny, amazing! Po prostu nie mam słów, żeby opisać ten rozdział. Hah i te kłótnie Ross'a i Cassy. Po prostu kocham je. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Z niecierpliwością czekam na next. :***
    Jak będziesz miała chwilę, to zapraszam do mnie na nowy rozdział. <3 <3
    http://here-comes-forever-r5-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń