- Na pewno tyle zjemy? - dopytywała się Lena, zaglądając mi przez ramię.
- Sam był to wszystko zeżarł - oznajmił Travis przyglądając się nam oparty o blat.
- Jasne. Dobra, ja idę ogarnąć stolik - powiedziała i wyszła.
Zajęłam się robieniem kanapek. Wyciągnęłam nóż i w milczeniu pastwiłam się nad szynką.
- Daj, pomogę ci - wzdrygnęłam się, kiedy Travis niespodziewanie stanął za mną i chwycił moją rękę, w której trzymałam ostrze.
- Poradzę sobie - wyswobodziłam się z uścisku jego dłoni.
- Ładne dziewczyny nie powinny się przemęczać - uśmiechnął się, kiedy odwróciłam się w jego stronę.
- A brzydkie to już powinny? - zaśmiałam się głupio i może troszkę nerwowo. - A po za tym krojenie szynki to nie jest męcząca praca - oznajmiłam,
Na całe szczęście na tym zakończyła się nasza rozmowa, bo do pomieszczenia po chwili wparował Drake.
- Cześć - przytuliliśmy się.
- No hej. Wypożyczyłem ponad 10 filmów. Będziemy mieli z czego wybierać - zakomunikował, potrząsając swoim czarnym plecakiem z logiem nieznanego mi zespołu.
- Same horrory? - spytałam z przekąsem, doskonale znając swojego przyjaciela.
- Tylko trzy - oznajmił, podkradając z miski garść żelków. - Jeden akcji, sensacyjny, psychologiczny, thriller, dwie komedie i nawet romansidło wam wziąłem - powiedział z pełnymi ustami.
Po kilkunastu minutach zjawiła się Nelly z Chadem, więc byliśmy już w komplecie. Na sam początek zamówiliśmy pizzę, którą rozłożyliśmy na podłodze i jako pierwszy film odpaliliśmy "Dziewczynę z tatuażem". Z drugim już nie było między nami tyle zgodności.
- Ja chcę "List w butelce" - oznajmiła Nelly, cały czas obstawiając przy swoim.
- "Evil Dead" i koniec - chłopcy akurat się ze sobą zgadzali.
- Ja jestem za "8 milą" - dorzuciłam swoje trzy grosze.
W końcu po długiej kłótni i ku mojemu zadowoleniu postanowiliśmy obejrzeć moją propozycję, a następnie Nelly. Kiedy zaczął się trzeci film, Drake, leżąc głową na moich udach i jednocześnie na podłodze, oznajmił, że już się zbiera.
- No weź - starałam się go przekonać, ale to i tak nic nie dało, więc się tylko pożegnaliśmy. Wraz z koniec filmu wyszli też Chad i Nelly.
- Zostajesz na noc? - spytała Lena, kiedy doprowadzaliśmy salon do porządku.
- Nie mogę, obiecałam Davidowi, że wrócę.
- No spoko, ale Travis cię odwiezie. Prawda, Travis? Nie będziesz przecież szła w taką ulewę - w takcie zdążyło się jeszcze naprawdę rozpadać.
- Z ogromną przyjemnością - odparł chłopak.
- No okej - zgodziłam się.
Po chwili siedzieliśmy już oboje w travisowym samochodzie, kierując się w stronę mojego domu. Nienawidziłam tego, że z Leną mieszkamy tak daleko siebie.
- Travis, dlaczego zboczyłeś z drogi? - spytałam, zauważając, że wjechał pomiędzy budynki w jakieś nieznane mi osiedle. - Travis?
Chłpak jednak nie odezwał się dopóki nie zatrzymał samochodu i nie wyłączył silnika. Odwrócił głowę, spoglądając w moją stronę. Patrzyłam na niego z brwiami uniesionymi ku górze, czekając i chcąc się dowiedzieć, o co mu chodzi. Nie powiem, byłam trochę przerażona. Lecz zanim się spostrzegłam, ten już pochylał się w moim kierunku, prawie doprowadzając do styku naszych warg.
- Travis! Co ty wyprawiasz? - odskoczyłam z impetem do tyłu, przywalając plecami w drzwiczki.
- Daj spokój. Nikt przecież nie widzi - mruknął, nadal się przysuwając. - Wiem, że tego chcesz.
- CO? Odwaliło ci?! - prawie wrzasnęłam. - A co z Leną?!
- Lena nie musi o niczym wiedzieć, prawda? - oznajmił, zastygając około 2 centymetry przede mną.
- Jesteś obrzydliwy! - chwyciłam ręką z klamkę i pociągnęłam, ale drzwi ani drgnęły. Znalazłam się w pułapce.
- Od... odsuń się - wymamrotałam.
- Już nie zgrywaj takiej niedostępnej. Oboje wiemy, że się sobie podobamy. To jak?
- Spadaj - odepchnęłam go od siebie. - Chory jesteś czy jak? Wypuść mnie stąd! Natychmiast! - wrzasnęłam, siłując się z drzwiami.
Ten jednak patrzył na mnie z wściekłą i jednocześnie zdezorientowaną miną, po czym z powrotem odpalił samochód.
- Co ty wyprawiasz? Wypuść mnie, powiedziałam!
- Odwiozę cię do tego domu.
- Nigdzie mnie nie odwieziesz. Wysiadam. Już - warknęłam.
- Przecież leje.
- Wolę znaleźć się na zewnątrz, niż zostać tu z tobą! Otwórz te cholerne drzwi! - syknęłam i prawie wypadłam razem z nimi na zewnątrz, kiedy nie przestając siłować się z klamką, drzwi niespodziewanie puściły. - Lena się o tym dowie. Zobaczysz - rzuciłam na odchodne.
- O niczym się nie dowie, bo nikt jej o tym nie powie. Przecież nie chcesz jej zranić, prawda? - usłyszałam jeszcze, zanim trzasnęłam drzwiczkami.
Samochód odjechał, a ja znalazłam się na najbardziej ulewnym deszczu jaki pamiętam, nie mając pojęcia, gdzie się znajduję. Dodatkowo w środku nocy. No fantastycznie. Mrok ogarniający całe osiedle zostawał tłumiony jedynie przez niewielki neon nad jakimś młodzieżowym klubem, w którym w tym momencie odbywała się jakaś huczna impreza.
Starając się nie zwracać uwagi na to, że mimo niewielkiej ilości czasu, byłam już przemoknięta do suchej nitki, wsadziłam ręce do kieszeni marynarki i ruszyłam przed siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, dokąd zmierzam. Za daleko jednak nie doszłam, bo po chwili zatrzymał mnie jakiś głos wypowiadający moje imię.
***
Siedział przy zatłoczonym przez swoich przyjaciół stoliku, wsłuchując się w drażniące bębęnki uszne basy rozchodzące się po całym lokalu. Kontaktował. W przeciwieństwie do większości swojego towarzystwa. Było to dla niego rzadkością, ale dzisiaj wyjątkowo żaden trunek go nie interesował. Przesuwał palcami po brzegu dopiero trzeciej, w dodatku nadal pełnej szklanki, wystukując na niej tylko sobie znany rytm. Szczerze to najchętniej opuściłby już to miejsce. Ta impreza nie sprawiała mu radości, a wręcz przeciwnie, nawet psuła humor. Więc co on jeszcze tam robił? Sam tego nie wiedział. Chociaż w sumie to wiedział. Pogoda. Nie miał ochoty wracać do domu w tę ulewę, a Nick'owi, jak widać po tym, że prawie tańczył z innymi na pobliskim stole, też nie było ku temu spieszno. Oparł więc głowę i nadal wpatrywał się w jeden punkt, a oczy prawie same mu się zamykały. Przywołał gestem kelnerkę i zamówił sobie dużą kawę. Może nie było to za mądre posunięcie, ale podziałało. Po pół godzinie nie czuł już się tak zmęczony.
- Sześć - przysiadł się do niego Nick nawalony w trzy dupy i objął go ramieniem. - Idziemy tańczyć, brachu - wybełkotał. - Jest zabawa. Tańczymy.
- Może już wrócimy? - zapytał, ściągając z pleców rękę kumpla.
Teraz to nawet jakby chciał, nie mógł stąd wyjść, zostawiając go w takim stanie. Jeszcze by mu przyszło do głowy przejechać się samochodem czy coś.
- Nie. Isiemy tańczyć - oznajmił, wstając z trudem z krzesła, zataczając się i wpadając w objęcia Dominici.
- Jedź. Ja się nim zajmę - powiedziała, jednocześnie grzebiąc w kieszeni spodni Nick'a i po chwili rzucając do blondyna klucze samochodowe.
- Dobra - Ross pociągnął ostatni łyk kawy i zadowolony, że może się wyrwać, zarzucił kaptur na głowę i wyszedł przed lokal.
Mimo ogromnej ulewy uniemożliwiającej jakąkolwiek dalszą widoczność, stał się świadkiem sceny, jak jakiś samochód wyrzuca nieznaną mu osobę na zewnątrz, a potem odjeżdza z piskiem opon. Zaraz, zaraz. Może i wcale nie taką nieznaną, przecież skądś kojarzył tę kurtkę.
- Cassie? - zapytał głośno tak, aby przekrzycześ deszcze, a potem podbiegł do dziewczyny, która już zmierzała w swoją własną stronę.
Zauważył, że w pierwszym odruchu zamarła, najwyrażniej widząc podbiegającą do niej zakapturzoną postać. Dopiero po chwili, kiedy zsunął delikatnie bluzę, rozpoznała go spod szarego materiału.
- Ross? - zmarszyła brwi, spoglądając na chłopaka, który przytaknął skinięciem. - Co ty robisz?
- Mógłbym cię zapyta o dokładnie to samo - oznajmił blondyn - ale pogadamy o tym już w samochodzie - rzucił szybko, wyminął ją i skierował się w stronę pojazdu.
- Czekaj. Co? - mruknęła pod nosem.
- No idziesz, czy będziesz tak stała? Bo mi to jakoś się nie bardzo uśmiecha - krzyknął przez ramię, zamachał kluczykami i wsiadł do samochodu przyjaciela.
Nie musiał długo czekać. Tak, jak się spodziewał, brunetka po chwili znalazła się tuż obok niego na siedzieniu pasażera.
- Ale tylko dlatego, że nie chce mi się moknąć - oznajmiła. - Nic sobie nie wyobrażaj.
- A co niby miałbym sobie wyobrażać?
Zmieszała się lekko.
- W sumie to nie wiem. Nic - spojrzała wymijająco za szybę. - Dlaczego nie ruszasz?
- Ponieważ mam kilka spraw do obgadania z tobą.
- Spraw do obgadania? - przeniosła wzrok na niego. - Nie możesz tego zrobić później? - Dlaczego akurat teraz?
Chłopak wychwycił w tych pytaniach nutę ciekawości.
- Jest późno, przed chwilą byłem na imprezie, jesteśmy tutaj sami. Nie ma świadków, a jeżeli powiem coś głupiego, można to będzie zwalić na promile - zaśmiał się.
- Ale ty nie jesteś pijany.
Wzruszył ramionami.
- No więc, o czym, panie Lynch, chciałbyś porozmawiać? - wypowiedziała z nutą ironii i oparła się wygodnie na siedzeniu.
- Po pierwsze, co to miało być? To przed chwilą? - zniżył głos.
- Że niby co?
- Nie udawaj głupiej.
- Ugh. A co ty taki dociekliwy?
- Ciekawy.
- Martwisz się o mnie? - ułożyła usta w dziubek.
- Raczej po prostu będę miał o czym rozpowiadać w szkole - uśmiechnął się. - Daj spokój. Nikomu nie powiem - oznajmił, widząc wyraz jej twarzy.
- Jasne.
- Dziewczyno, ktoś przed chwilą wywalił cię z auta, zostawiając cię losowi i jego przychylności. No tą przychylnością okazałem się ja - uśmiechnął się szarmancko.
- Dzięki wielkie - przewrócił oczami.
- To dziwne, że się martwię? - spojrzał na nią.
- Biorąc pod uwagę, że ty to ty, to owszem, to jest dziwne.
- Twój chłopak?
- Co?
- Czy to był twój chłopak? Pokłóciliście się?
- Nie - zaprzeczyła stanowczo. - I nikt mnie nie wywalił z samochodu. Sama... wypadłam.
- Wypadłaś? - Ross uniósł brwi w rozbawieniu.
- W ogóle to nie nie powinno cię nic obchodzić.
- Ale obchodzi.
- Nagle zaczęłam cię interesować? - prychnęła. - Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? A no tak, przecież nikt nas nie widzi.
- O co ci chodzi?
- O nic.
- Zachowujesz się jak typowa baba.
- O ty popatrz. Przez przypadek właśnie nią jestem.
- Zrobiłaś się strasznie cięta - zauważył.
Brunetka wzruszyła ramionami.
- Odwieziesz mnie do tego domu? Bo naprawdę mogę pójść na piechotę.
- Najpierw mi to wytłumaczysz.
- Nie będę ci nic tłumaczyć, bo nie wierzę, że nagle zaczęłam cię interesować, okej? A nie chcę być potem na wszystkich językach jako Cassidy - ta wyrzucona przez chłopaka z samochodu w środku nocy.
- Czyli jednak chłopak?
- Nie mam chłopaka, jeżeli o to ci chodzi.
- No okej - zamyślił się. - A tak by the way to cale nie zaczęłaś mnie interesować...
- Wiedziałam.
- Zawsze mnie interesowałaś - powiedział, patrząc przed siebie. - Zawsze.
Zamilkli. Oboje. Przetwarzając wszystko w myślach.
- Jakoś nie bardzo ci wierzę, Ross - Cassie odezwała się pierwsza. - Jutro powiesz mi coś zupełnie innego. Jak zwykle. Ta zabawa jakoś wcale mnie nie bawi, wiesz?
- Bzdury wygadujesz.
- A co było na początku? I później? I ostatnio? A w kozie? Ignorujesz mnie, zmuszasz do innego myślenia, do kłamstw!
- Chciałbym ci przypomnieć, że to ty mnie odrzuciłaś! - zacisnął dłonie na kierownicy. - Chociaż wiedziałać, co czuję. Co ty czujesz...
- Bo nie mam zamiaru być z kimś takim, jak ty, Ross.
- Każda chce.
- Ale ja nie jestem każda - syknęła.
- Nie chcesz ze mną być, czy po prostu się boisz - wbił w nią ostre spojrzenie.
- Nie. Chcę. Z. Tobą. Być - podkreśliła każde słowo. - Poza tym nic do ciebie nie czuję.
- Co innego mówiłaś.
- To było złudzenie.
- Och, czyżby? - uniósł brwi do góry. - Twoje usta w zestawieniu z moimi wysyłały zupełnie inne sygnały.
Mimo ciemności chłopak zauważył róż na policzkach dziewczyny.
- Wydawało ci się.
- Boże, Cassidy - wywrócił oczami. - Dlaczego ty sama siebie oszukujesz? Dlaczego wszystko komplikujesz?
- No ja nie wiem, kto tu wszystko komplikuje. A no tak. Ktoś, kto myśli tylko o opini innych, okłamując samego siebie. Ruszasz, czy się żegnamy? - zmieniła temat.
Chłopak spojrzał na dziewczynę, potem przed siebie w milczeniu i przekręcił kluczyki w stacyjce. W głębi zdawał sobie sprawdę z tego, że wszystko co mówiła Cassidy, było prawdą. Nie chciał jednak tej prawdy do siebie dopuścić. Nie chciał dopuścić do siebie tego, że to on był problemem. Nie ona.
Drogę pokonali w milczeniu. W końcu blondyn zatrzymał się pod domem dziewczyny.
- To cześć - otworzył drzwiczki. - Miło było - powiedziała może trochę za bardzo sarkastycznie.
- Niesamowicie - odpowiedział tym samym, może trochę bardziej obojętnym tonem. - No, ale dobranoc.
- Dobranoc - odparła po dłuższej chwili. - I dzięki - uśmiechnęła się ciepło.
- Nie ma za co - warknął, może trochę wbrew sobie.
Brunetka wysiadła z samochodu, a Ross po chwili z piskiem opon odjechał w swoją stronę.